Góry Krymskie
: 6 sie 2013, o 16:43
Może nie są to jakieś Himalaje, czy chociaż Alpy, ba, to nawet nie Karpaty, ale są trudne i bardzo trudne. Ale łatwiejsze też są. No i niektóre są jak dla Słowaków Krywań; Polak nie ma wyjścia; musi na nie wejść. No i Polaków pełno. W górach Krymu, na różnych krymskich wertepach rodaków pełno. Tylko nie na plażach. Ja przynajmniej tam nie widziałem. I zbliża się wrzesień, dobry czas na ich eksplorację.
Dojazd
Dojechać wbrew pozorom bardzo łatwo. Z Warszawy jeżdżą pociągi do Symferopola. Jeden swoją trasę zaczyna już w Berlinie. Ale jadą bardzo długo (bo przez Kijów) i są bardzo drogie. 320 zł w jedną stronę. Są też znacznie tańsze pociągi ukraińskie, z Kowla i Lwowa. Cena 50-90 zł w zależności od klasy. Ale bilety trzeba rezerwować wcześniej. Bo w przeciwieństwie do naszych pociągów, gdzie się ludzie upychają się jak sardynki w puszce, w dalekobieżnych pociągach za Bugiem do wagonu może wejść ściele określona liczba pasażerów i ani jednego więcej. Bo każdy ma swoje miejsce leżące. Zamawiać można albo jadąc na stację, albo przez znajomych, albo internetowo. Dojechać do Kowla, a tym bardziej do Lwowa to żaden problem.
Można jechać w ciemno, z kwaterami nie ma żadnych problemów. Oferują je (za odpowiednio wygórowaną cenę) naganiacze na dworcach, ale także babuszki siedzące przy ulicy. Z reguły jednak są to zwykłe pokoiki bez łazienek. Jeśli ktoś bezwzględnie musi mieć łazienkę dla siebie (a wiem, że tacy są, moja żona do nich należy), to lepiej aby zamówił kwaterę wcześniej. Też nie ma problemu, rodacy i nie tylko, co złazili Krym, chętnie się wymieniają adresami.
Specyfika
Góry Krymu są inne niż nasze. W zasadzie to dwa rodzaje gór; wygasłe miliony lat temu masywy wulkaniczne i jajły, czyli płaskowyże, przynajmniej z jednej strony (od strony morza) kończące się niemal pionowym urwiskiem. Rozległe płaskowyże Tatarom służyły jako pastwiska, stąd nazwa (jajła po tatarsku znaczy właśnie pastwisko). Dziś Tatarów już prawie nie ma (deportowani co do jednego przez Stalina, od ponad dwudziestu lat powoli wracają w rodzinne strony), owiec i kóz w górach prawie nikt nie pasie, więc jajły są mniej lub bardziej zarośnięte. Raczej mniej, bo przy tamtejszych wiatrach poza trawą niewiele się utrzyma. Jajły są zbudowane z wapieni, więc łatwo się domyślić, że są pocięte jaskiniami, i zdradliwymi rozpadlinami. Niektóre nawet bardzo. Z tego powodu warto w grupie mieć przynajmniej jednego wspinacza, który już tu był, albo uważać na każdy krok. Szczególnie pod tym względem niebezpieczne są Czatyrdah (góra obowiązkowa), a zwłaszcza Karabi.
Góry Krymskie to nieforemna litera S wspomnianych urwisk, ciągnąca się od Sewastopola (w zasadzie od Bałakławy) po Teodozję (naprawdę po Stary Krym) i kilka płaskowyżów leżących bardziej wewnątrz, m. in. Czatyrdah. Licząc od zachodu są to
Między nimi gdzieniegdzie są masywy wulkaniczne. Te są znacznie bardziej zróżnicowane, od niemal litego głazu (Ajudah), poprzez masyw w miarę regularny (Meganom) po postrzępiony, fantazyjny wręcz (Karadah).
Góry Krymskie to w zasadzie dwa równoległe pasma, zewnętrzne, zwane trze grzbietem głównym od strony morza oraz pasmo wewnętrzne, czyli m. in. pocięte głębokimi kanionami okolice Bakczysaraju, gdzie Polaków spotyka się szczególnie często i Jajła Dołgorukiego w pobliżu Symferopola. Licząc od Sewastopola te ważniejsze gry to Sapun, Bajdarska Jajła, Aj-Petri, Jałtańska Jajła, Nikicka Jajła, Gurzufska Jajła, Ajudah, Babugan-Jajła, Czatyrdah, Demerdżi, Karabi-Jajła, Karadah. Góry pocięte są licznymi kanionami i przełęczami. te najbardziej znane to Wielki Kanion Krymu, Kaczyński Kanion, Kanion Czarnej Rzeczki Przełęcz Angarska, Bajdarskie Wrota i okolice Bakczysaraju.
Niebezpieczeństwa
Wiatry: Góry Krymskie to najbardziej wietrzne miejsce na Ukrainie (a najbardziej wietrzne z wietrznych jest Aj-Petri). Przez co najmniej 125 dni w roku mocno dmucha. I wcale nie są rzadkością wiatry nie mierzalne skalą Beauforta (ostatnia cyfra w tej skali to 117 km/h), lecz Fujity (zaczyna się tam, gdzie się kończy skala Beauforta), do mierzenia siły tropikalnych cyklonów.
Zwierzęta jadowite: Krym to już inny klimat, śródziemnomorski, więc gatunków jadowitych jest więcej. Jest nasza poczciwa żmija zygzakowata, ale są także inne. Żmija łąkowa, podobna do zygzakowatej, ma mniejsze zęby jadowe i jad słabszy od naszej. Czarna (do 3 roku młode są zygzakowata) żmija Nikolskiego o charakterystycznej barwie i małej głowie, także jest mniej niebezpieczna niż zygzakowata. Połoz kaspijski co prawda jadowity nie jest, ale jest duży (dwumetrowe sztuki to standard, a dorasta do 3 m) i potrafi boleśnie ugryźć. A do tego karakurt, pająk groźniejszy od legendarnej czarnej wdowy. Są czarne, ale mają kolorowe plamy na odwłoku, samce białe a samicy pomarańczowe z żółtymi obwódkami. Samice są znacznie bardziej agresywne. Do tego potężne tarantule ukraińskie, które potrafią boleśnie dziabnąć. Podobne do pająków solfugi co prawda jadowite nie są, ale są równie groźne; na ich potężnych szczękoczułkach jest jad trupi. A do tego jadowite oczywiście skorpiony i skolopendry.
Zjawiska krasowe: wapienne góry pełne są rozpadlin, w których łatwo zginąć, a przynajmniej złamać nogę.
Upał: zwłaszcza w sierpniu upały są tak duże, że w góry nie chodzą nawet doświadczeni wspinacze.
Lawiny: Krym to nie Afryka, śnieg, zwłaszcza w górach, jest zimą codziennością. Zimą lepiej więc nie zdobywać Aj-Petru, Babugan-Jajły, Czatyrdahu i Demerdżi, bo można zginąć w lawinie.
I pierwsza z najbardziej znanych krymskich gór:
Ajudah
To pierwsza góra obowiązkowa dla Polaka. No bo kto siedział na Judahu skale? Ajudah robi wrażenie. Gigantyczna, wyrastająca wprost z morza, łagodnie zaokrąglona, ale stroma góra. Z bardzo daleka wygląda jak rzucony na brzegu wielki kamień. Naprawdę wielki. Długi na ponad 2 km, szeroki na ponad 2 km, wysoki na 577 m. Owszem, może nie za wysoko, ale tu wysokość nad poziom morza jest także wysokością względną... Kształtem jako żywo przypomina poddukielską Cergową.
Można nań wejść. Wspinanie jest męczące, mozolne, ale możliwe. Na stronach internetowych i w licznych przewodnikach po Krymie są dokładne opisy, jak należy chodzić, by wejść. Niestety, to strefa poradziecka. Sprywatyzowano tu wszystko, łącznie z ładnymi widokami (w Ałupce płaci się za możliwość obejrzenia najładniejszej fasady pałacu Woroncowa, a aby wypić bodaj najdroższą w świecie kawę w Jaskółczym Gnieździe, trzeba zapłacić za... wejście. W Partenicie jedyne wejście na Ajudah w całości należy do gigantycznego sanatorium. Za wejście płaci się. Niewiele, 5 hrywien, czyli według aktualnego kursu ok. 2 zł. Uwaga: opłata nie obowiązuje tych, co tu wypoczywają lub mają bilet (dziesięciokrotnie droższy) do delfinarium. Tyleż kosztuje przewodnik po Ajudahu. Można się też po drodze "podłączyć" do którejś z licznych wycieczek wyruszających na szczyt, ale co to za przyjemność łazić w tłumie kuracjuszy...
Na Ajudahu, oprócz przecudownych widoków i bukowego lasu, można oglądać ruiny bizantyjskich klasztorów. Ale to nie koniec opłat. Bo płatne jest też wejście do sanatoryjnego parku, obejmującego m. in... cały Ajudah. Na szczęście mniej, bo tylko 3 hrywny.
Ajudah, choć jest pochodzenia wulkanicznego, nie jest dawno wygasłym wulkanem, z którego przez miliony lat wiatry i deszcze wywiały stożek, pozostała tylko zakrzepnięta w bazalt lawa. To klasyczny lakkolit. W tym wypadku magma przedzierała się z głębi ziemi w górę, ale się nie wydostała; tuż przed wydostaniem się zastygła. Góra zbudowana jest z gabrodiabazu, ale jest trochę hornfelsu. Zresztą mineralog będzie miał tu raj, na tej grze odkryto aż 18 minerałów. Co do nazwy, to nioby nie ma problemu, to Niedźwiedzia Góra (Ajuw-dah po tatarsku). No bo rzeczywiście, góra przypomina niedźwiedzia. Ale nie brakuje takich, co twierdzą, że zaczęło się od Świętej Góry (Ajja po grecku), z czasem przerobionej na niedźwiedzią.
Górę porastają gęste zarośla, coś jak lesista makia. Bo to tak się określa, tyle że słowo makia oznacza zarośla francuskie, a krymskie i m. in. chorwackie noszą nazwę szyblaku. Rosną tu dęby skalne, dęby omszone, graby wschodnie, głogi, róże, pistacje, srebrniki Judasza, jałowce. Gęste toto, kolczaste, więc najlepiej chodzić wyznaczonymi ścieżkami. Tym bardziej że nawet te ścieżki momentami są bardzo niebezpieczne.
U stóp Ajudahu leżał wszak Artek, wielki ośrodek pionierów ze wszystkich socjalistycznych krajów, skąd też można było wejść na Ajudah. Nasi harcerze też tam bywali. Kiedy system padł, Artek przejęła Ukraina. Wypoczywały tam za symboliczne pieniądze dzieci z Ukrainy. Od kilku lat Artek stoi zamknięty na cztery spusty, a więc nie można tędy przejść. Oficjalnie dlatego, że ośrodek jest remontowany. Nieoficjalnie (Rosjanie mówią to głośno) - że remontu nie będzie, będzie za to prywatyzacja, czyli gigantyczny teren zostanie podzielony między oligarchów. Coś w tym jest, sąsiedni Gurzuf upodobali sobie bandyci, zwani pieszczotliwie biznesmenami albo oligarchami (szefowie gangów). I teraz Gurzuf może nie jest co prawda miastem zamkniętym, ale pełnym rosłych goryli może nie jawnie obnoszących się z kałachami, ale na pewno uzbrojonych po zęby.
Dojazd
Dojechać wbrew pozorom bardzo łatwo. Z Warszawy jeżdżą pociągi do Symferopola. Jeden swoją trasę zaczyna już w Berlinie. Ale jadą bardzo długo (bo przez Kijów) i są bardzo drogie. 320 zł w jedną stronę. Są też znacznie tańsze pociągi ukraińskie, z Kowla i Lwowa. Cena 50-90 zł w zależności od klasy. Ale bilety trzeba rezerwować wcześniej. Bo w przeciwieństwie do naszych pociągów, gdzie się ludzie upychają się jak sardynki w puszce, w dalekobieżnych pociągach za Bugiem do wagonu może wejść ściele określona liczba pasażerów i ani jednego więcej. Bo każdy ma swoje miejsce leżące. Zamawiać można albo jadąc na stację, albo przez znajomych, albo internetowo. Dojechać do Kowla, a tym bardziej do Lwowa to żaden problem.
Można jechać w ciemno, z kwaterami nie ma żadnych problemów. Oferują je (za odpowiednio wygórowaną cenę) naganiacze na dworcach, ale także babuszki siedzące przy ulicy. Z reguły jednak są to zwykłe pokoiki bez łazienek. Jeśli ktoś bezwzględnie musi mieć łazienkę dla siebie (a wiem, że tacy są, moja żona do nich należy), to lepiej aby zamówił kwaterę wcześniej. Też nie ma problemu, rodacy i nie tylko, co złazili Krym, chętnie się wymieniają adresami.
Specyfika
Góry Krymu są inne niż nasze. W zasadzie to dwa rodzaje gór; wygasłe miliony lat temu masywy wulkaniczne i jajły, czyli płaskowyże, przynajmniej z jednej strony (od strony morza) kończące się niemal pionowym urwiskiem. Rozległe płaskowyże Tatarom służyły jako pastwiska, stąd nazwa (jajła po tatarsku znaczy właśnie pastwisko). Dziś Tatarów już prawie nie ma (deportowani co do jednego przez Stalina, od ponad dwudziestu lat powoli wracają w rodzinne strony), owiec i kóz w górach prawie nikt nie pasie, więc jajły są mniej lub bardziej zarośnięte. Raczej mniej, bo przy tamtejszych wiatrach poza trawą niewiele się utrzyma. Jajły są zbudowane z wapieni, więc łatwo się domyślić, że są pocięte jaskiniami, i zdradliwymi rozpadlinami. Niektóre nawet bardzo. Z tego powodu warto w grupie mieć przynajmniej jednego wspinacza, który już tu był, albo uważać na każdy krok. Szczególnie pod tym względem niebezpieczne są Czatyrdah (góra obowiązkowa), a zwłaszcza Karabi.
Góry Krymskie to nieforemna litera S wspomnianych urwisk, ciągnąca się od Sewastopola (w zasadzie od Bałakławy) po Teodozję (naprawdę po Stary Krym) i kilka płaskowyżów leżących bardziej wewnątrz, m. in. Czatyrdah. Licząc od zachodu są to
Między nimi gdzieniegdzie są masywy wulkaniczne. Te są znacznie bardziej zróżnicowane, od niemal litego głazu (Ajudah), poprzez masyw w miarę regularny (Meganom) po postrzępiony, fantazyjny wręcz (Karadah).
Góry Krymskie to w zasadzie dwa równoległe pasma, zewnętrzne, zwane trze grzbietem głównym od strony morza oraz pasmo wewnętrzne, czyli m. in. pocięte głębokimi kanionami okolice Bakczysaraju, gdzie Polaków spotyka się szczególnie często i Jajła Dołgorukiego w pobliżu Symferopola. Licząc od Sewastopola te ważniejsze gry to Sapun, Bajdarska Jajła, Aj-Petri, Jałtańska Jajła, Nikicka Jajła, Gurzufska Jajła, Ajudah, Babugan-Jajła, Czatyrdah, Demerdżi, Karabi-Jajła, Karadah. Góry pocięte są licznymi kanionami i przełęczami. te najbardziej znane to Wielki Kanion Krymu, Kaczyński Kanion, Kanion Czarnej Rzeczki Przełęcz Angarska, Bajdarskie Wrota i okolice Bakczysaraju.
Niebezpieczeństwa
Wiatry: Góry Krymskie to najbardziej wietrzne miejsce na Ukrainie (a najbardziej wietrzne z wietrznych jest Aj-Petri). Przez co najmniej 125 dni w roku mocno dmucha. I wcale nie są rzadkością wiatry nie mierzalne skalą Beauforta (ostatnia cyfra w tej skali to 117 km/h), lecz Fujity (zaczyna się tam, gdzie się kończy skala Beauforta), do mierzenia siły tropikalnych cyklonów.
Zwierzęta jadowite: Krym to już inny klimat, śródziemnomorski, więc gatunków jadowitych jest więcej. Jest nasza poczciwa żmija zygzakowata, ale są także inne. Żmija łąkowa, podobna do zygzakowatej, ma mniejsze zęby jadowe i jad słabszy od naszej. Czarna (do 3 roku młode są zygzakowata) żmija Nikolskiego o charakterystycznej barwie i małej głowie, także jest mniej niebezpieczna niż zygzakowata. Połoz kaspijski co prawda jadowity nie jest, ale jest duży (dwumetrowe sztuki to standard, a dorasta do 3 m) i potrafi boleśnie ugryźć. A do tego karakurt, pająk groźniejszy od legendarnej czarnej wdowy. Są czarne, ale mają kolorowe plamy na odwłoku, samce białe a samicy pomarańczowe z żółtymi obwódkami. Samice są znacznie bardziej agresywne. Do tego potężne tarantule ukraińskie, które potrafią boleśnie dziabnąć. Podobne do pająków solfugi co prawda jadowite nie są, ale są równie groźne; na ich potężnych szczękoczułkach jest jad trupi. A do tego jadowite oczywiście skorpiony i skolopendry.
Zjawiska krasowe: wapienne góry pełne są rozpadlin, w których łatwo zginąć, a przynajmniej złamać nogę.
Upał: zwłaszcza w sierpniu upały są tak duże, że w góry nie chodzą nawet doświadczeni wspinacze.
Lawiny: Krym to nie Afryka, śnieg, zwłaszcza w górach, jest zimą codziennością. Zimą lepiej więc nie zdobywać Aj-Petru, Babugan-Jajły, Czatyrdahu i Demerdżi, bo można zginąć w lawinie.
I pierwsza z najbardziej znanych krymskich gór:
Ajudah
To pierwsza góra obowiązkowa dla Polaka. No bo kto siedział na Judahu skale? Ajudah robi wrażenie. Gigantyczna, wyrastająca wprost z morza, łagodnie zaokrąglona, ale stroma góra. Z bardzo daleka wygląda jak rzucony na brzegu wielki kamień. Naprawdę wielki. Długi na ponad 2 km, szeroki na ponad 2 km, wysoki na 577 m. Owszem, może nie za wysoko, ale tu wysokość nad poziom morza jest także wysokością względną... Kształtem jako żywo przypomina poddukielską Cergową.
Można nań wejść. Wspinanie jest męczące, mozolne, ale możliwe. Na stronach internetowych i w licznych przewodnikach po Krymie są dokładne opisy, jak należy chodzić, by wejść. Niestety, to strefa poradziecka. Sprywatyzowano tu wszystko, łącznie z ładnymi widokami (w Ałupce płaci się za możliwość obejrzenia najładniejszej fasady pałacu Woroncowa, a aby wypić bodaj najdroższą w świecie kawę w Jaskółczym Gnieździe, trzeba zapłacić za... wejście. W Partenicie jedyne wejście na Ajudah w całości należy do gigantycznego sanatorium. Za wejście płaci się. Niewiele, 5 hrywien, czyli według aktualnego kursu ok. 2 zł. Uwaga: opłata nie obowiązuje tych, co tu wypoczywają lub mają bilet (dziesięciokrotnie droższy) do delfinarium. Tyleż kosztuje przewodnik po Ajudahu. Można się też po drodze "podłączyć" do którejś z licznych wycieczek wyruszających na szczyt, ale co to za przyjemność łazić w tłumie kuracjuszy...
Na Ajudahu, oprócz przecudownych widoków i bukowego lasu, można oglądać ruiny bizantyjskich klasztorów. Ale to nie koniec opłat. Bo płatne jest też wejście do sanatoryjnego parku, obejmującego m. in... cały Ajudah. Na szczęście mniej, bo tylko 3 hrywny.
Ajudah, choć jest pochodzenia wulkanicznego, nie jest dawno wygasłym wulkanem, z którego przez miliony lat wiatry i deszcze wywiały stożek, pozostała tylko zakrzepnięta w bazalt lawa. To klasyczny lakkolit. W tym wypadku magma przedzierała się z głębi ziemi w górę, ale się nie wydostała; tuż przed wydostaniem się zastygła. Góra zbudowana jest z gabrodiabazu, ale jest trochę hornfelsu. Zresztą mineralog będzie miał tu raj, na tej grze odkryto aż 18 minerałów. Co do nazwy, to nioby nie ma problemu, to Niedźwiedzia Góra (Ajuw-dah po tatarsku). No bo rzeczywiście, góra przypomina niedźwiedzia. Ale nie brakuje takich, co twierdzą, że zaczęło się od Świętej Góry (Ajja po grecku), z czasem przerobionej na niedźwiedzią.
Górę porastają gęste zarośla, coś jak lesista makia. Bo to tak się określa, tyle że słowo makia oznacza zarośla francuskie, a krymskie i m. in. chorwackie noszą nazwę szyblaku. Rosną tu dęby skalne, dęby omszone, graby wschodnie, głogi, róże, pistacje, srebrniki Judasza, jałowce. Gęste toto, kolczaste, więc najlepiej chodzić wyznaczonymi ścieżkami. Tym bardziej że nawet te ścieżki momentami są bardzo niebezpieczne.
U stóp Ajudahu leżał wszak Artek, wielki ośrodek pionierów ze wszystkich socjalistycznych krajów, skąd też można było wejść na Ajudah. Nasi harcerze też tam bywali. Kiedy system padł, Artek przejęła Ukraina. Wypoczywały tam za symboliczne pieniądze dzieci z Ukrainy. Od kilku lat Artek stoi zamknięty na cztery spusty, a więc nie można tędy przejść. Oficjalnie dlatego, że ośrodek jest remontowany. Nieoficjalnie (Rosjanie mówią to głośno) - że remontu nie będzie, będzie za to prywatyzacja, czyli gigantyczny teren zostanie podzielony między oligarchów. Coś w tym jest, sąsiedni Gurzuf upodobali sobie bandyci, zwani pieszczotliwie biznesmenami albo oligarchami (szefowie gangów). I teraz Gurzuf może nie jest co prawda miastem zamkniętym, ale pełnym rosłych goryli może nie jawnie obnoszących się z kałachami, ale na pewno uzbrojonych po zęby.