Relacja: Gorgany (09-13.08.16 r.)
: 19 sie 2016, o 08:34
Gorgany „chodziły” mi po głowie od dłuższego czasu, ale nie miałam odwagi, żeby zorganizować wyjazd w tamte strony we własnym zakresie, dlatego zdecydowałam się na sprawdzony już dwukrotnie przez mnie rzeszowski petetek.
Do Rzeszowa przyjechałam w poniedziałek ok. godz.19, a ponieważ wyjazd był dopiero o godz.21, miałam trochę czasu na spacer po mieście.
Przed 21 zameldowałam się na dworcu PKS. Tym razem uzbierała się stosunkowo mała grupa turystów (17 osób plus przewodnik, ze Stryja zabieraliśmy jeszcze Saszę, naszego ukraińskiego przewodnika) – więc każdy miał komfortową podróż (po 2 siedzenia),a ja miałam najlepiej, bo zajęłam cały tył autobusu :-)
Przejazd przez granicę odbył się bez trudności.
Do Osmołody przyjechaliśmy ok.8. Po zakwaterowaniu i zjedzeniu śniadania wyruszyliśmy w góry.
Cel – Grofa, wg najnowszych pomiarów 1748 m npm.
Nasz gospodarz – Tolik – zapakował wszystkich na gruzawika
i podwiózł ok. 5 km w głąb doliny. Już ten przejazd był przygodą samą w sobie :-)
Dojechaliśmy do miejsca, w którym Tolik mógł zawrócić gruzawikiem
i ruszyliśmy na szlak – od razu ostro w górę.
Ścieżka była oznakowana (zielony szlak), ale z racji szalejących końcem lipca huraganowych wiatrów, wiele połamanych drzew zatarasowało przejścia, trzeba było szukać jakichś alternatywnych dróg (czytaj: przedzierać się przez gęste chaszcze). Z tego powodu już po pierwszym dniu moje nogi i ręce wyglądały, jak po daleko zakrojonych działaniach wojennych...
Po przeszło godzinie doszliśmy na przełęcz Płyśce, gdzie na wysokości 1425 m npm znajduje się bezobsługowe schronisko Płaj. Pierwotnie w tym miejscu stało schronisko wybudowane w latach trzydziestych, zostało ono jednak zniszczone w czasie wojny. Obecne zostało zbudowane w 2008 r.
Stąd na Grofę była jeszcze godzina drogi.
Jak już w końcu wyszliśmy ze strefy cienia, czyli z kosówki, zaczął się gorgan (tzn. rumowiska skalne, którymi pokryte są szczyty w całych Gorganach – stąd nazwa).
Na Grofie byliśmy o godz. 13. Piękna pogoda, piękne widoki...
W dół schodzimy inną, baaardzo stromą ścieżką; na przełęczy pod Koniem Grofeckim mijamy chatkę drwali, która obecnie służy za schron turystom. Do Osmołody wracamy pieszo.
W środę wyjeżdżamy o godz. 8, tym razem podwózka jest dłuższa, bo ok.10 km.
Plan na ten dzień: Dolina Kotelca – Parenke - Mała Popadia (1598 m npm) – Popadia (1740 m npm) – Koretvina (1671 m npm) – trawers Pietrosa - Dolina Studenca.
Początkowo idziemy dnem doliny, praktycznie środkiem potoku, ale niedługo wchodzimy w las i wspinamy się mocno w górę przez mchy, paprocie i widłaki. I tu taka sama sytuacja, jak dzień wcześniej – mnóstwo powalonych, potężnych drzew, ścieżka wygląda, jak tor przeszkód... W tym dniu czekało nas sporo podejść i zejść, ponieważ wszystkie szczyty są oddzielone od siebie dość głębokimi przełęczami.
Na Popadii znajdują się resztki okopów z I wojny światowej, w latach dwudziestych przebiegała tędy granica polsko-czechosłowacka, o czym świadczy istniejący jeszcze słupek graniczny, na którym z jednej stronie jest orzeł i litera P, z drugiej lew w koronie z dwoma ogonami i splecione literki CS.
Widoki z Popadii są równie piękne, jak z Grofy, niektórzy nawet uważają, że najpiękniejsze w tej części Gorganów.
Z Popadii schodzimy na kolejną przełęcz i wdrapujemy się na Koretvinę, następnie trawersujemy stoki Pietrosa i schodzimy do doliny, gdzie czeka na nas gruzawik.
W nocy - zgodnie z wcześniejszymi prognozami – była wielka burza i zaczęło padać. Rano już nie grzmiało, ale zrobiło się paskudnie, bo deszcz nie ustawał i góry spowite były gęstą mgłą, tak więc o górskiej wycieczce mogliśmy zapomnieć... przed południem zrobiliśmy sobie spacer po Osmołodzie, a nawet kilka kilometrów poza jej granice.
Osmołoda kiedyś tętniła życiem, była bowiem wioską drwali. Obecnie zamieszkiwana jest przez 17 rodzin (wg słów Saszy), drwali jest zaledwie garstka, a ci, którzy kręcą się po okolicznych lasach, zazwyczaj są spoza Osmołody. Grabież lasu jest na porządku dziennym, dlatego na rogatkach wsi, prawie że na wlocie dolin nocami stoją milicyjne patrole.
dawny hotel robotniczy
pomnik drwala
osmołodzki dom kultury, a raczej jego pozostałość
nieczynna już apteka
w tym miejscu był polski cmentarz
sklep/kawiarnia Kafe Osmołoda
cmentarz
cerkiew
dawne biskupstwo katolickie, spalone przez Rosjan, odbudowane w latach 50-tych; obecnie zarządza nim Cerkiew prawosławna, mieści się tam dom rekolekcyjny i wypoczynkowy dla młodzieży
W piątek miało być tylko zachmurzenie, jednak padało mocniej, niż w czwartek, wszystkie ambitne górskie plany wzięły w łeb... Ale żeby tak zupełnie nie gnuśnieć, mimo niesprzyjającej aury, postanowiliśmy jednak gdzieś pójść. Wyszliśmy z Osmołody czerwonym szlakiem na grzbiet Matachiv. Najpierw musieliśmy przejść przez mocno chybotliwy most nad Łomnicą, a potem, jak to w Gorganach – stromo w górę. Szlak prowadził raz w górę, raz w dół. Po dwóch godzinach doszliśmy na wysokość ok. 1500 m npm, do chatki - schronu. Z komina wydobywał się dym, co oznaczało, że są tam turyści.
Weszliśmy na chwilę, żeby się ogrzać i osuszyć, po czym wróciliśmy do Osmołody tą samą drogą.
W sobotę już wracaliśmy do Polski, a ponieważ zrobiła się piękna pogoda, pojechaliśmy do wioski Bubniszcze, do Skał Dobosza. Według badań archeologicznych w tym miejscu istniał gród lub obronny klasztor.
Przed godz. 17 przyjechaliśmy na granicę i staliśmy tam dłużej, niż przy wjeździe na Ukrainę; kontrolowali nas polscy celnicy, między innymi ja musiałam otworzyć mój podręczny plecak.
Do Rzeszowa wróciliśmy wcześniej, niż to było w planie, bo przed 20.
Autobus do Bielska miałam dopiero o 2 w nocy, tak więc koczowałam kilka godzin w dworcowej poczekalni.
Mimo, że pogoda pomieszała nam szyki i nie udało się w pełni zrealizować założonego planu, wyjazd na Ukrainę zaliczam do bardzo udanych.
Z pewnością jeszcze tam wrócę, żeby zdobyć niezdobyte...
Acha – i już nigdy więcej nie powiem złego słowa na polskie drogi... :|
https://goo.gl/photos/s43ALeMVHbYhFMcDA
https://goo.gl/photos/MvpthDsyLoAJf6G38
https://goo.gl/photos/wpnEiUgGeKLj7KYt6
https://goo.gl/photos/yM7TQtZjdwFXQpB69
https://goo.gl/photos/8NPr9k2dnYTA4crA6
https://goo.gl/photos/q7Da8rVsGXJvsz5R7
https://goo.gl/photos/uhXN8CuM642T2N1D7
Do Rzeszowa przyjechałam w poniedziałek ok. godz.19, a ponieważ wyjazd był dopiero o godz.21, miałam trochę czasu na spacer po mieście.
Przed 21 zameldowałam się na dworcu PKS. Tym razem uzbierała się stosunkowo mała grupa turystów (17 osób plus przewodnik, ze Stryja zabieraliśmy jeszcze Saszę, naszego ukraińskiego przewodnika) – więc każdy miał komfortową podróż (po 2 siedzenia),a ja miałam najlepiej, bo zajęłam cały tył autobusu :-)
Przejazd przez granicę odbył się bez trudności.
Do Osmołody przyjechaliśmy ok.8. Po zakwaterowaniu i zjedzeniu śniadania wyruszyliśmy w góry.
Cel – Grofa, wg najnowszych pomiarów 1748 m npm.
Nasz gospodarz – Tolik – zapakował wszystkich na gruzawika
i podwiózł ok. 5 km w głąb doliny. Już ten przejazd był przygodą samą w sobie :-)
Dojechaliśmy do miejsca, w którym Tolik mógł zawrócić gruzawikiem
i ruszyliśmy na szlak – od razu ostro w górę.
Ścieżka była oznakowana (zielony szlak), ale z racji szalejących końcem lipca huraganowych wiatrów, wiele połamanych drzew zatarasowało przejścia, trzeba było szukać jakichś alternatywnych dróg (czytaj: przedzierać się przez gęste chaszcze). Z tego powodu już po pierwszym dniu moje nogi i ręce wyglądały, jak po daleko zakrojonych działaniach wojennych...
Po przeszło godzinie doszliśmy na przełęcz Płyśce, gdzie na wysokości 1425 m npm znajduje się bezobsługowe schronisko Płaj. Pierwotnie w tym miejscu stało schronisko wybudowane w latach trzydziestych, zostało ono jednak zniszczone w czasie wojny. Obecne zostało zbudowane w 2008 r.
Stąd na Grofę była jeszcze godzina drogi.
Jak już w końcu wyszliśmy ze strefy cienia, czyli z kosówki, zaczął się gorgan (tzn. rumowiska skalne, którymi pokryte są szczyty w całych Gorganach – stąd nazwa).
Na Grofie byliśmy o godz. 13. Piękna pogoda, piękne widoki...
W dół schodzimy inną, baaardzo stromą ścieżką; na przełęczy pod Koniem Grofeckim mijamy chatkę drwali, która obecnie służy za schron turystom. Do Osmołody wracamy pieszo.
W środę wyjeżdżamy o godz. 8, tym razem podwózka jest dłuższa, bo ok.10 km.
Plan na ten dzień: Dolina Kotelca – Parenke - Mała Popadia (1598 m npm) – Popadia (1740 m npm) – Koretvina (1671 m npm) – trawers Pietrosa - Dolina Studenca.
Początkowo idziemy dnem doliny, praktycznie środkiem potoku, ale niedługo wchodzimy w las i wspinamy się mocno w górę przez mchy, paprocie i widłaki. I tu taka sama sytuacja, jak dzień wcześniej – mnóstwo powalonych, potężnych drzew, ścieżka wygląda, jak tor przeszkód... W tym dniu czekało nas sporo podejść i zejść, ponieważ wszystkie szczyty są oddzielone od siebie dość głębokimi przełęczami.
Na Popadii znajdują się resztki okopów z I wojny światowej, w latach dwudziestych przebiegała tędy granica polsko-czechosłowacka, o czym świadczy istniejący jeszcze słupek graniczny, na którym z jednej stronie jest orzeł i litera P, z drugiej lew w koronie z dwoma ogonami i splecione literki CS.
Widoki z Popadii są równie piękne, jak z Grofy, niektórzy nawet uważają, że najpiękniejsze w tej części Gorganów.
Z Popadii schodzimy na kolejną przełęcz i wdrapujemy się na Koretvinę, następnie trawersujemy stoki Pietrosa i schodzimy do doliny, gdzie czeka na nas gruzawik.
W nocy - zgodnie z wcześniejszymi prognozami – była wielka burza i zaczęło padać. Rano już nie grzmiało, ale zrobiło się paskudnie, bo deszcz nie ustawał i góry spowite były gęstą mgłą, tak więc o górskiej wycieczce mogliśmy zapomnieć... przed południem zrobiliśmy sobie spacer po Osmołodzie, a nawet kilka kilometrów poza jej granice.
Osmołoda kiedyś tętniła życiem, była bowiem wioską drwali. Obecnie zamieszkiwana jest przez 17 rodzin (wg słów Saszy), drwali jest zaledwie garstka, a ci, którzy kręcą się po okolicznych lasach, zazwyczaj są spoza Osmołody. Grabież lasu jest na porządku dziennym, dlatego na rogatkach wsi, prawie że na wlocie dolin nocami stoją milicyjne patrole.
dawny hotel robotniczy
pomnik drwala
osmołodzki dom kultury, a raczej jego pozostałość
nieczynna już apteka
w tym miejscu był polski cmentarz
sklep/kawiarnia Kafe Osmołoda
cmentarz
cerkiew
dawne biskupstwo katolickie, spalone przez Rosjan, odbudowane w latach 50-tych; obecnie zarządza nim Cerkiew prawosławna, mieści się tam dom rekolekcyjny i wypoczynkowy dla młodzieży
W piątek miało być tylko zachmurzenie, jednak padało mocniej, niż w czwartek, wszystkie ambitne górskie plany wzięły w łeb... Ale żeby tak zupełnie nie gnuśnieć, mimo niesprzyjającej aury, postanowiliśmy jednak gdzieś pójść. Wyszliśmy z Osmołody czerwonym szlakiem na grzbiet Matachiv. Najpierw musieliśmy przejść przez mocno chybotliwy most nad Łomnicą, a potem, jak to w Gorganach – stromo w górę. Szlak prowadził raz w górę, raz w dół. Po dwóch godzinach doszliśmy na wysokość ok. 1500 m npm, do chatki - schronu. Z komina wydobywał się dym, co oznaczało, że są tam turyści.
Weszliśmy na chwilę, żeby się ogrzać i osuszyć, po czym wróciliśmy do Osmołody tą samą drogą.
W sobotę już wracaliśmy do Polski, a ponieważ zrobiła się piękna pogoda, pojechaliśmy do wioski Bubniszcze, do Skał Dobosza. Według badań archeologicznych w tym miejscu istniał gród lub obronny klasztor.
Przed godz. 17 przyjechaliśmy na granicę i staliśmy tam dłużej, niż przy wjeździe na Ukrainę; kontrolowali nas polscy celnicy, między innymi ja musiałam otworzyć mój podręczny plecak.
Do Rzeszowa wróciliśmy wcześniej, niż to było w planie, bo przed 20.
Autobus do Bielska miałam dopiero o 2 w nocy, tak więc koczowałam kilka godzin w dworcowej poczekalni.
Mimo, że pogoda pomieszała nam szyki i nie udało się w pełni zrealizować założonego planu, wyjazd na Ukrainę zaliczam do bardzo udanych.
Z pewnością jeszcze tam wrócę, żeby zdobyć niezdobyte...
Acha – i już nigdy więcej nie powiem złego słowa na polskie drogi... :|
https://goo.gl/photos/s43ALeMVHbYhFMcDA
https://goo.gl/photos/MvpthDsyLoAJf6G38
https://goo.gl/photos/wpnEiUgGeKLj7KYt6
https://goo.gl/photos/yM7TQtZjdwFXQpB69
https://goo.gl/photos/8NPr9k2dnYTA4crA6
https://goo.gl/photos/q7Da8rVsGXJvsz5R7
https://goo.gl/photos/uhXN8CuM642T2N1D7