Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 14 lat!
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Pasmo górskie: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Beskid Niski: Nieznajowa (15.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Pasmo górskie: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Beskid Niski: Nieznajowa (15.07.2020)
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Część I
Na długi sierpniowy weekend wybraliśmy się na ferraty w Dolomity. To mój czwarty wyjazd w te piękne góry.
Skład ekipy identyczny, jak w ubiegłym roku w Rax-Schneeberg: oprócz mnie – Ania, Zbyszek i już 11-letni Łukasz. W Dolomity jest bardzo daleko, dlatego musieliśmy wyjechać w piątek wieczorem.
Sobota, 12.08.
Ok godz. 7 przyjechaliśmy do Misuriny. Auto zostawiliśmy na campingu, na którym spędziłam kilka dni w 2010 r.
Grupa, w obrębie której poruszaliśmy się w tym dniu nazywa się Cadini di Misurina i stanowi część większej grupy zwanej Dolomiti di Sesto.
Nie planowaliśmy wejścia na żaden konkretny szczyt, chcieliśmy jedynie przejść bardzo widokową, łatwą ferratą Alberto Bonacossa - tak na rozprostowanie kości po całonocnej jeździe.
Z Misuriny (wys. 1757 m npm) szliśmy szlakiem nr 115 aż do schroniska Fonda Savio na wys. 2367 m npm. Ferrata zaczynała się tuż nad schroniskiem (szlak nr 117). W przewodnikach wyceniana jest jako A (miejscami B), czyli łatwo, dlatego nawet nie zakładaliśmy sprzętu.
Trasa rzeczywiście bez trudności technicznych, ale długa i męcząca pod tym względem, że trzeba było np. wchodzić na jakąś wysokość, potem teren znacznie się obniżał, a po jakimś czasie znów były podejścia.
Ale widoki piękne i było warto przejść tym szlakiem.
Słynne Tre Cime di Lavaredo z południowej strony prezentują się monumentalnie
tutaj widok na Tre Cime z północnej strony (fotka z 2010 r.) - ten widok bardziej mi się podoba
Postój zrobiliśmy na łące z widokiem na Tre Cime i schronisko Auronzo. Podczas, gdy moi towarzysze odpoczywali, ja wyskoczyłam jeszcze na niewielki pagórek w pobliżu – Monte Campedelle, 2346 m npm.
Jak widać poniżej na parkingu pod Auronzo jest miejsce dla wszystkich, nawet dla helikoptera
Do Misuriny zaczęliśmy schodzić szlakiem nr 101, który był dość stromy. Z powodu bólu kolana szło mi się źle, dlatego dalszą część drogi decyduję się przejść asfaltową drogą. Moi towarzysze idą dalej szlakiem. Jak się potem okazało, wybrałam lepiej, bo do auta przyszłam wcześniej, czekałam na nich pół godziny. Ledwo przyszli, zaczęło padać. Naprawdę mieliśmy szczęście, że dopiero teraz...
Z Misuriny jedziemy ok. 85 km do Pozza di Fassa – mamy tam zarezerowany camping. Po drodze przejeżdżamy przez duże przełęcze, na których zatrzymujemy się.
Passo Falzarego, 2117 m npm
Passo Pordoi 2239 m npm – tu robimy dłuższy postój, wychodzimy bowiem do schroniska Sass Becè na 2500 m npm, skąd jest piękny widok na Marmoladę, na której byłam w 2013 r. Niestety w tym dniu szczyt tonie w chmurach.
Z przełęczy widać też Tofana di Rozes, szczyt na którym byłam w 2012 r. Przy tej okazji muszę zrobić małe sprostowanie – w relacji z Rax-Schneeberg pisałam, że nie byłam wcześniej na ferracie o skali trudności C/D. Okazało się, że jednak byłam – właśnie na Tofana di Rozes. Tylko wtedy fakt, że jest mi trudno, zwalałam na karb zmęczenia i braku kondycji, bo dzień wcześniej zdobyłam Grossglockner.
Marmolada
Tofana di Rozes
Do Pozza di Fassa przyjeżdżamy pod wieczór. Dobrze, że rezerwowaliśmy wcześniej miejsca, bo camping jest full.
Rozkładamy namioty, robimy kolację, w międzyczasie zachodzi słońce i robi się zimno... naprawdę zimno, 4 stopnie... Czy to rzeczywiście lato i czy aby na pewno jesteśmy we Włoszech
https://goo.gl/photos/V8jHiSyUMQdr8QC3A
Niedziela, 13.08. - Antermoia – 3002 m npm
Wstajemy o 6.30, choć prawdę mówiąc nikomu nie chce się wyjść ze śpiworów ze względu na temperaturę...
Przez dwa kolejne dni będziemy poruszać się w masywie zwanym po włosku Catinaccio, po niemiecku Rosengarten.
Najwyższy szczyt to Antermoia, niemiecka nazwa – Kesselkogel. Nie wiem, jak to właściwie jest z wysokością tego szczytu, bo niektóre źródła podają 3004 m npm, inne 3002 m npm...
Początkowo planowaliśmy, że z Pozza di Fassa podjedziemy busikiem do miejscowości Gardeccia, skąd mielibyśmy bliżej. Niestety tydzień wcześniej w Dolomitach przeszła nawałnica, której skutkiem były błotno-kamienne lawiny. Szkody były ogromne, m.in. uszkodzone zostały niektóre górskie drogi.
Jedziemy więc do oddalonego o 2,5 km Vigo di Fassa, skąd wyjedziemy kolejką na Ciampedie (z wys. 1390 m npm na 2000 m npm). Dalej idziemy szlakiem nr 540. Do Gardecci przychodzimy trochę szybciej, niż pokazywały to tabliczki. Dalej idziemy szlakiem nr 546. Następny przystanek zrobimy przy schroniskach Preuss i Vajolet, na wys. 2243 m npm. Z dołu duże wrażenie robi położenie tego pierwszego – na skalnym progu, nad urwiskiem.
Zrobiło się gorąco, nie ma wiatru, szlak coraz bardziej idzie w górę, a mnie kończy się woda...
O 10.20 jesteśmy przy Preuss, mogę więc uzupełnić zapasy.
Znajdujemy sobie fajną miejscówkę, pod ogromnym głazem, który daje sporo cienia i zostajemy tam pół godziny.
Dalsza droga przebiega szlakiem nr 546, następnie nr 584. Ok. 11.40 wchodzimy na przełęcz na wys. 2600 m npm, na której jest kolejne schronisko – Passo Principe (od nazwy przełęczy, na której stoi).
Zatrzymujemy się tu parę minut, coś tam pijemy, zakładamy sprzęt ferratowy i kaski i ruszamy trasą nr 01 na ferratę Catinaccio d'Antermoia Ovest (czyli drogą zachodnią). Podobo trudność tej ferraty jest wyceniana na B, ale jest tam parę kominków i innych eksponowanych miejsc, gdzie – wydaje mi się – trudności są ciut większe. W każdym bądź razie były momenty, na których nie przypinałam się do liny, ale na innych wpinałam oba karabinki lonży (chociaż z reguły wpinam się jednym, bo wtedy idzie się szybciej).
Ostatnie kilkadziesiąt metrów to nieubezpieczona grań – co w sumie mnie dziwi, bo z obu stron jest bardzo lufiasto.
Na szczyt przychodzimy o 13.40 i spędzamy tam pół godziny. Ludzi sporo, spotkaliśmy nawet paru Polaków. Jest naprawdę pięknie! Lubię takie miejscówki, widać stąd masywy Sassolungo i Sella, Marmoladę, Alpy Otztalskie i Sztubajskie,Torri del Vajolet i wiele innych.
W dół schodzimy ferratą Catinaccio d'Antermoia Est, tj. drogą wschodnią na Passo d'Antermoia (2770 m npm) i dalej szlakiem nr 584. Po jakimś czasie rozdzielamy się – chłopaki idą do schroniska Passo Principe, Ania i ja – w dół na skróty po piargach. Spotykamy się jeszcze na chwilę gdzieś poniżej, potem nasze drogi znów się rozchodzą, bo my wstępujemy na dłużej do schroniska Vajolet, chłopaki idą do Gardecci, a stamtąd asfaltową drogą (tą zniszczoną przez lawinę) wprost na nasz camping.
My z kolei z Gardecci wracamy na Ciampedie i idziemy szlakiem 544 do Vigo di Fassa, gdzie mamy auto. Na camping docieramy po godz. 20.
To był długi, ale wspaniały dzień.
O 22.20 budzi nas dziwny dźwięk – jakaś idiotyczna, niesamowicie głośna melodyjka i życzenie dobrej nocy w kilku językach... Naprawdę ktoś tu ma duże poczucie humoru...
https://goo.gl/photos/WgfC7h9EtqYQNBGS9
Na długi sierpniowy weekend wybraliśmy się na ferraty w Dolomity. To mój czwarty wyjazd w te piękne góry.
Skład ekipy identyczny, jak w ubiegłym roku w Rax-Schneeberg: oprócz mnie – Ania, Zbyszek i już 11-letni Łukasz. W Dolomity jest bardzo daleko, dlatego musieliśmy wyjechać w piątek wieczorem.
Sobota, 12.08.
Ok godz. 7 przyjechaliśmy do Misuriny. Auto zostawiliśmy na campingu, na którym spędziłam kilka dni w 2010 r.
Grupa, w obrębie której poruszaliśmy się w tym dniu nazywa się Cadini di Misurina i stanowi część większej grupy zwanej Dolomiti di Sesto.
Nie planowaliśmy wejścia na żaden konkretny szczyt, chcieliśmy jedynie przejść bardzo widokową, łatwą ferratą Alberto Bonacossa - tak na rozprostowanie kości po całonocnej jeździe.
Z Misuriny (wys. 1757 m npm) szliśmy szlakiem nr 115 aż do schroniska Fonda Savio na wys. 2367 m npm. Ferrata zaczynała się tuż nad schroniskiem (szlak nr 117). W przewodnikach wyceniana jest jako A (miejscami B), czyli łatwo, dlatego nawet nie zakładaliśmy sprzętu.
Trasa rzeczywiście bez trudności technicznych, ale długa i męcząca pod tym względem, że trzeba było np. wchodzić na jakąś wysokość, potem teren znacznie się obniżał, a po jakimś czasie znów były podejścia.
Ale widoki piękne i było warto przejść tym szlakiem.
Słynne Tre Cime di Lavaredo z południowej strony prezentują się monumentalnie
tutaj widok na Tre Cime z północnej strony (fotka z 2010 r.) - ten widok bardziej mi się podoba
Postój zrobiliśmy na łące z widokiem na Tre Cime i schronisko Auronzo. Podczas, gdy moi towarzysze odpoczywali, ja wyskoczyłam jeszcze na niewielki pagórek w pobliżu – Monte Campedelle, 2346 m npm.
Jak widać poniżej na parkingu pod Auronzo jest miejsce dla wszystkich, nawet dla helikoptera
Do Misuriny zaczęliśmy schodzić szlakiem nr 101, który był dość stromy. Z powodu bólu kolana szło mi się źle, dlatego dalszą część drogi decyduję się przejść asfaltową drogą. Moi towarzysze idą dalej szlakiem. Jak się potem okazało, wybrałam lepiej, bo do auta przyszłam wcześniej, czekałam na nich pół godziny. Ledwo przyszli, zaczęło padać. Naprawdę mieliśmy szczęście, że dopiero teraz...
Z Misuriny jedziemy ok. 85 km do Pozza di Fassa – mamy tam zarezerowany camping. Po drodze przejeżdżamy przez duże przełęcze, na których zatrzymujemy się.
Passo Falzarego, 2117 m npm
Passo Pordoi 2239 m npm – tu robimy dłuższy postój, wychodzimy bowiem do schroniska Sass Becè na 2500 m npm, skąd jest piękny widok na Marmoladę, na której byłam w 2013 r. Niestety w tym dniu szczyt tonie w chmurach.
Z przełęczy widać też Tofana di Rozes, szczyt na którym byłam w 2012 r. Przy tej okazji muszę zrobić małe sprostowanie – w relacji z Rax-Schneeberg pisałam, że nie byłam wcześniej na ferracie o skali trudności C/D. Okazało się, że jednak byłam – właśnie na Tofana di Rozes. Tylko wtedy fakt, że jest mi trudno, zwalałam na karb zmęczenia i braku kondycji, bo dzień wcześniej zdobyłam Grossglockner.
Marmolada
Tofana di Rozes
Do Pozza di Fassa przyjeżdżamy pod wieczór. Dobrze, że rezerwowaliśmy wcześniej miejsca, bo camping jest full.
Rozkładamy namioty, robimy kolację, w międzyczasie zachodzi słońce i robi się zimno... naprawdę zimno, 4 stopnie... Czy to rzeczywiście lato i czy aby na pewno jesteśmy we Włoszech
https://goo.gl/photos/V8jHiSyUMQdr8QC3A
Niedziela, 13.08. - Antermoia – 3002 m npm
Wstajemy o 6.30, choć prawdę mówiąc nikomu nie chce się wyjść ze śpiworów ze względu na temperaturę...
Przez dwa kolejne dni będziemy poruszać się w masywie zwanym po włosku Catinaccio, po niemiecku Rosengarten.
Najwyższy szczyt to Antermoia, niemiecka nazwa – Kesselkogel. Nie wiem, jak to właściwie jest z wysokością tego szczytu, bo niektóre źródła podają 3004 m npm, inne 3002 m npm...
Początkowo planowaliśmy, że z Pozza di Fassa podjedziemy busikiem do miejscowości Gardeccia, skąd mielibyśmy bliżej. Niestety tydzień wcześniej w Dolomitach przeszła nawałnica, której skutkiem były błotno-kamienne lawiny. Szkody były ogromne, m.in. uszkodzone zostały niektóre górskie drogi.
Jedziemy więc do oddalonego o 2,5 km Vigo di Fassa, skąd wyjedziemy kolejką na Ciampedie (z wys. 1390 m npm na 2000 m npm). Dalej idziemy szlakiem nr 540. Do Gardecci przychodzimy trochę szybciej, niż pokazywały to tabliczki. Dalej idziemy szlakiem nr 546. Następny przystanek zrobimy przy schroniskach Preuss i Vajolet, na wys. 2243 m npm. Z dołu duże wrażenie robi położenie tego pierwszego – na skalnym progu, nad urwiskiem.
Zrobiło się gorąco, nie ma wiatru, szlak coraz bardziej idzie w górę, a mnie kończy się woda...
O 10.20 jesteśmy przy Preuss, mogę więc uzupełnić zapasy.
Znajdujemy sobie fajną miejscówkę, pod ogromnym głazem, który daje sporo cienia i zostajemy tam pół godziny.
Dalsza droga przebiega szlakiem nr 546, następnie nr 584. Ok. 11.40 wchodzimy na przełęcz na wys. 2600 m npm, na której jest kolejne schronisko – Passo Principe (od nazwy przełęczy, na której stoi).
Zatrzymujemy się tu parę minut, coś tam pijemy, zakładamy sprzęt ferratowy i kaski i ruszamy trasą nr 01 na ferratę Catinaccio d'Antermoia Ovest (czyli drogą zachodnią). Podobo trudność tej ferraty jest wyceniana na B, ale jest tam parę kominków i innych eksponowanych miejsc, gdzie – wydaje mi się – trudności są ciut większe. W każdym bądź razie były momenty, na których nie przypinałam się do liny, ale na innych wpinałam oba karabinki lonży (chociaż z reguły wpinam się jednym, bo wtedy idzie się szybciej).
Ostatnie kilkadziesiąt metrów to nieubezpieczona grań – co w sumie mnie dziwi, bo z obu stron jest bardzo lufiasto.
Na szczyt przychodzimy o 13.40 i spędzamy tam pół godziny. Ludzi sporo, spotkaliśmy nawet paru Polaków. Jest naprawdę pięknie! Lubię takie miejscówki, widać stąd masywy Sassolungo i Sella, Marmoladę, Alpy Otztalskie i Sztubajskie,Torri del Vajolet i wiele innych.
W dół schodzimy ferratą Catinaccio d'Antermoia Est, tj. drogą wschodnią na Passo d'Antermoia (2770 m npm) i dalej szlakiem nr 584. Po jakimś czasie rozdzielamy się – chłopaki idą do schroniska Passo Principe, Ania i ja – w dół na skróty po piargach. Spotykamy się jeszcze na chwilę gdzieś poniżej, potem nasze drogi znów się rozchodzą, bo my wstępujemy na dłużej do schroniska Vajolet, chłopaki idą do Gardecci, a stamtąd asfaltową drogą (tą zniszczoną przez lawinę) wprost na nasz camping.
My z kolei z Gardecci wracamy na Ciampedie i idziemy szlakiem 544 do Vigo di Fassa, gdzie mamy auto. Na camping docieramy po godz. 20.
To był długi, ale wspaniały dzień.
O 22.20 budzi nas dziwny dźwięk – jakaś idiotyczna, niesamowicie głośna melodyjka i życzenie dobrej nocy w kilku językach... Naprawdę ktoś tu ma duże poczucie humoru...
https://goo.gl/photos/WgfC7h9EtqYQNBGS9
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Część II
Poniedziałek, 14.08. Roda di Vael 2806 m npm
Znowu jedziemy do Vigo di Fassa. Tym razem udaje nam się przyjechać wcześniej, dlatego znajdujemy miejsce na darmowym parkingu pod kolejką (w niedzielę płaciliśmy 10 euro). Wyjeżdżamy na Ciampedie i przed wyjściem w góry robimy sobie taki mały przerywnik – przejazd tyrolką Fly Line z Ciampedie na polanę Pian Pecei. Zbyszek nie idzie, będzie nam robił zdjęcia na początku trasy. Tyrolka ma dł. 1100 m, różnica poziomów 193 m, cena 9 euro za 1 przejazd. Było......... ciekawie, strasznie mną kręciło, czasem miałam wrażenie, że obiję się o jakieś drzewo Nakręciłam nawet 2 filmiki, ale nie zauważyłam, że mam wyłączony dźwięk, więc efekt dość marny.
https://photos.google.com/share/AF1QipP ... lCcnZNM2RB
Z polany, na której zakończyliśmy naszą zabawę, musimy trochę podejść do góry, do szlaku nr 545, gdzie dołączamy do Zbyszka. Po godzinie mijamy przysiółek Mandrá di Vael, a konkretnie przechodzimy przez środek gospodarstwa z różnymi zwierzakami. Potem, w drodze do schroniska, natykamy się na stado osłów i koni. Zresztą omal nie zostałam nie przez stratowana …
O godz. 11 przychodzimy do schroniska Roda di Vael (wys. 2280 m npm) i po krótkiej przerwie ruszamy szlakiem N01 do południowej części poszarpanej grani Masaré. Teraz czeka nas wspinaczka dość trudną ferratą o tej samej nazwie. Faktycznie, łatwo nie jest … ciasne, strome kominki, półki z dużą ekspozycją, raz w górę, raz w dół... To była dość wyczerpująca godzina
Na Torre Finestra (2540 m npm) żegnamy się ze Zbyszkiem – z powodu lekkiej kontuzji jest zmuszony zejść w dół. Najpierw idzie do schroniska, potem po auto i przyjedzie po nas na Passo Costalunga.
My wchodzimy na Pian del Diaol (2625 m npm) i na kolejną ferratę o nazwie Vael. Początkowy odcinek jest dość wymagający.
O godz. 15.35 stajemy na szczycie – Roda di Vael, niem. nazwa Rotwand, 2806 m npm. Niestety pogoda zdecydowanie się popsuła i widoki są dość ograniczone.Schodzimy po 30 minutach. Ze szczytu na Przełęcz Vajolon (2560 m npm) prowadzi dalsza część ferraty, którą weszliśmy, ale jest łatwiejsza. Po przejściu stromego żlebu wychodzimy na szlak nr 551, a następnie nr 541, którym idziemy do schroniska Roda di Vael, a dalej drogą nr 548 na przełęcz Costalunga (Carerpass), 1752 m npm. Jesteśmy tam o 19.30, Zbyszek już na nas czeka.
https://goo.gl/photos/4SLa7BbyS6NPyuQ26
Wtorek, 15.08.
Po śniadaniu pakujemy się, płacimy za camping i wyjeżdżamy do domu. Ale jeszcze nie od razu.
Robimy postój na Passo Sella, żeby na koniec nacieszyć oczy pięknymi widokami.
Następnie jedziemy do Brunico (Bruneck) i spędzamy tam godzinę na zwiedzaniu.
Teraz możemy już wracać
W domu jestem tuż po północy – zmęczona, ale bardzo zadowolona, że nie zmarnowałam tych 4 dni.
https://goo.gl/photos/8cW7VC8bf18HQrbXA
Poniedziałek, 14.08. Roda di Vael 2806 m npm
Znowu jedziemy do Vigo di Fassa. Tym razem udaje nam się przyjechać wcześniej, dlatego znajdujemy miejsce na darmowym parkingu pod kolejką (w niedzielę płaciliśmy 10 euro). Wyjeżdżamy na Ciampedie i przed wyjściem w góry robimy sobie taki mały przerywnik – przejazd tyrolką Fly Line z Ciampedie na polanę Pian Pecei. Zbyszek nie idzie, będzie nam robił zdjęcia na początku trasy. Tyrolka ma dł. 1100 m, różnica poziomów 193 m, cena 9 euro za 1 przejazd. Było......... ciekawie, strasznie mną kręciło, czasem miałam wrażenie, że obiję się o jakieś drzewo Nakręciłam nawet 2 filmiki, ale nie zauważyłam, że mam wyłączony dźwięk, więc efekt dość marny.
https://photos.google.com/share/AF1QipP ... lCcnZNM2RB
Z polany, na której zakończyliśmy naszą zabawę, musimy trochę podejść do góry, do szlaku nr 545, gdzie dołączamy do Zbyszka. Po godzinie mijamy przysiółek Mandrá di Vael, a konkretnie przechodzimy przez środek gospodarstwa z różnymi zwierzakami. Potem, w drodze do schroniska, natykamy się na stado osłów i koni. Zresztą omal nie zostałam nie przez stratowana …
O godz. 11 przychodzimy do schroniska Roda di Vael (wys. 2280 m npm) i po krótkiej przerwie ruszamy szlakiem N01 do południowej części poszarpanej grani Masaré. Teraz czeka nas wspinaczka dość trudną ferratą o tej samej nazwie. Faktycznie, łatwo nie jest … ciasne, strome kominki, półki z dużą ekspozycją, raz w górę, raz w dół... To była dość wyczerpująca godzina
Na Torre Finestra (2540 m npm) żegnamy się ze Zbyszkiem – z powodu lekkiej kontuzji jest zmuszony zejść w dół. Najpierw idzie do schroniska, potem po auto i przyjedzie po nas na Passo Costalunga.
My wchodzimy na Pian del Diaol (2625 m npm) i na kolejną ferratę o nazwie Vael. Początkowy odcinek jest dość wymagający.
O godz. 15.35 stajemy na szczycie – Roda di Vael, niem. nazwa Rotwand, 2806 m npm. Niestety pogoda zdecydowanie się popsuła i widoki są dość ograniczone.Schodzimy po 30 minutach. Ze szczytu na Przełęcz Vajolon (2560 m npm) prowadzi dalsza część ferraty, którą weszliśmy, ale jest łatwiejsza. Po przejściu stromego żlebu wychodzimy na szlak nr 551, a następnie nr 541, którym idziemy do schroniska Roda di Vael, a dalej drogą nr 548 na przełęcz Costalunga (Carerpass), 1752 m npm. Jesteśmy tam o 19.30, Zbyszek już na nas czeka.
https://goo.gl/photos/4SLa7BbyS6NPyuQ26
Wtorek, 15.08.
Po śniadaniu pakujemy się, płacimy za camping i wyjeżdżamy do domu. Ale jeszcze nie od razu.
Robimy postój na Passo Sella, żeby na koniec nacieszyć oczy pięknymi widokami.
Następnie jedziemy do Brunico (Bruneck) i spędzamy tam godzinę na zwiedzaniu.
Teraz możemy już wracać
W domu jestem tuż po północy – zmęczona, ale bardzo zadowolona, że nie zmarnowałam tych 4 dni.
https://goo.gl/photos/8cW7VC8bf18HQrbXA
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Dolomity rzeczywiście robią spore wrażenie jako unikalny skalny świat. No i wycieczka dość zróżnicowana jeśli chodzi o przygody - nie tylko wspinaczka, ale też jazda kolejką, na linie a nawet ucieczka przed stadem nieparzystokopytnych. Jak wygląda standard schronisk w tamtych okolicach. Na oko to są obiekty dość duże. Te numerki szlaków macie z jakiejś mapy czy tak są oznakowane w terenie?
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Dolomity wpisane są na listę UNESCO.
Nie wiem, jaki jest standard schronisk, jeśli chodzi o noclegi, ale bufet jest ok, ceny do przeżycia.
Szlaki są bardzo dobrze oznakowane. Zawsze robię zdjęcia tabliczek, potem to mi się przydaje. Ale mapę też mieliśmy.
Nie wiem, jaki jest standard schronisk, jeśli chodzi o noclegi, ale bufet jest ok, ceny do przeżycia.
Szlaki są bardzo dobrze oznakowane. Zawsze robię zdjęcia tabliczek, potem to mi się przydaje. Ale mapę też mieliśmy.
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Zdjęcia pierwsza klasa. Dobrze czyta się tę relację.
Ferraty są mimo dobrego zabezpieczenia trudne technicznie.
Wymagają obycia wysokogórskiego. Niestety to nie moja bajka.
Pytanie zasadnicze:
Czy opłacało się Wam jechać tyle km, by spędzić tam tylko trzy dni?
Nie mam na myśli kosztów transportu, lecz liczby kilometrów, którą "za chwilę" trzeba było powtórzyć.
Pytam, bo mi 400km było żal robić, by po niespełna 4 dniach z Międzygórza wracać z powrotem do domu.
Ile kilometrów było w jedną stronę? Którędy jechaliście?
Ferraty są mimo dobrego zabezpieczenia trudne technicznie.
Wymagają obycia wysokogórskiego. Niestety to nie moja bajka.
Pytanie zasadnicze:
Czy opłacało się Wam jechać tyle km, by spędzić tam tylko trzy dni?
Nie mam na myśli kosztów transportu, lecz liczby kilometrów, którą "za chwilę" trzeba było powtórzyć.
Pytam, bo mi 400km było żal robić, by po niespełna 4 dniach z Międzygórza wracać z powrotem do domu.
Ile kilometrów było w jedną stronę? Którędy jechaliście?
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Przede wszystkim - nie rozpatrujemy w kategoriach - czy się nam opłaca.@dmin pisze: ↑25 sie 2017, o 14:27Pytanie zasadnicze:
Czy opłacało się Wam jechać tyle km, by spędzić tam tylko trzy dni?
Nie mam na myśli kosztów transportu, lecz liczby kilometrów, którą "za chwilę" trzeba było powtórzyć.
Pytam, bo mi 400km było żal robić, by po niespełna 4 dniach z Międzygórza wracać z powrotem do domu.
Ile kilometrów było w jedną stronę? Którędy jechaliście?
To był dobry termin (tylko 1 dzień urlopu) i w miarę, jak na Dolomity, dobra pogoda - takimi kryteriami się kierowaliśmy. I tak jest przy każdym niemal wyjeździe.
Wyjazd z Ustronia (tam mieszka Ania) - do Pozza di Fassa jest ok. 840 km. Jechaliśmy na Brno, Wiedeń, Lienz, Bruneck, Misurinę, Cortinę d'Ampezzo, Arabbę.
Próbowałeś kiedyś przejścia ferratą? Jeśli nie, to nie mów, że to nie dla Ciebie, bo tego NIE WIESZ!
Kieruję się w życiu m.in. taką zasadą, że jeżeli czegoś nie spróbuję, to nie mówię, że nie dam rady. I jeszcze taką, że nie ma takiego wieku, w którym byłoby za późno na spróbowanie czegoś nowego
Jestem od Ciebie naprawdę dużo starsza i daję radę
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Wspaniała wycieczka, super zdjęcia!
Rzeczywiście nie zmarnowałaś tych czterech dni!
Gratuluję!
Trochę zazdroszczę.
...co jest u mnie dość irracjonalne,
bo...
Ja byłem lata temu na ferratach w Dolomitach
i wspomnienia z tego wyjazdu mam takie,
że UŻYŁEM JAK PIES W STUDNI!!!
...a wtedy byłem młodszy, silniejszy i zdrowszy...
Rzeczywiście nie zmarnowałaś tych czterech dni!
Gratuluję!
Trochę zazdroszczę.
...co jest u mnie dość irracjonalne,
bo...
Ja byłem lata temu na ferratach w Dolomitach
i wspomnienia z tego wyjazdu mam takie,
że UŻYŁEM JAK PIES W STUDNI!!!
...a wtedy byłem młodszy, silniejszy i zdrowszy...
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Nie kręci mnie to, jak Ciebie np. Beskid Niski, czy pilotaż wycieczek.
Każdy przecież wybiera to, co go interesuje.
Ja mam inne zasady w życiu m.in. dłuższe pobyty przy takiej liczbie kilometrów.
Być może z tego względu, że długa jazda samochodem dotyczy mnie bezpośrednio.
Pozostańmy przy swoich zdaniach.
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Proszę bardzo!
Noclegi w piwnicy na nieukończonej budowie kryjąc się przed właścicielem, przewodnik nie czekający na osobę idącą z tyłu i b.powoli, asekuracja wyłącznie z górnej uprzęży, gdzięś po drodze jakieś kurczowe wczepianie się dłońmi w nieomal przewieszone kosodrzewiny...
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
To brzmi strasznie i jednocześnie intrygująco...tango pisze: ↑26 sie 2017, o 20:02Noclegi w piwnicy na nieukończonej budowie kryjąc się przed właścicielem, przewodnik nie czekający na osobę idącą z tyłu i b.powoli, asekuracja wyłącznie z górnej uprzęży, gdzięś po drodze jakieś kurczowe wczepianie się dłońmi w nieomal przewieszone kosodrzewiny...
W takim razie powinieneś jeszcze raz pojechać w Dolomity, żeby zatrzeć te przykre wspomnienia
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Super sprawa. Ja będąc w Dolomitach załapałem się na deszcz, mgłę i chmury. Na Passo Pordoi widziałem trochę dalej niż na wyciągnięcie ręki. Ale i tak było fajnie. Dzięki Tobie pooglądałem trochę więcej widoków. Taki wypadzik to świetna rzecz tylko kondycję trzeba mieć odpowiednią. Gratulacje.
840 km to nie tak wiele szczególnie, że zdecydowaną większość drogi zazwyczaj pokonuje się dobrymi autostradami.
840 km to nie tak wiele szczególnie, że zdecydowaną większość drogi zazwyczaj pokonuje się dobrymi autostradami.
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Co to za ptak z żółtym dziobem w skałach? On jest żywy czy taka maskotka postawiona na ferracie?
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Pogoda w Dolomitach bywa kapryśna...
To żywy wieszczek
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Sassolungo? Super, daj jakiś link do zdjęć.
Tak, ponad 20 euro, nie pamiętam dokładnie, w 2010 r. płaciliśmy tyle, jechaliśmy pod Auronzo, bo szliśmy na Monte Paterno.
Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Nie ma i nie wiem czy będzie... Nie mam weny:( Dam linka jak będzie galeria PTT z całej wyprawy...
Re: Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Doczekałem się na piękną pogodę i wspaniałe widoki w Dolomitach. Udało mi się nawet (czego nie planowałem) za jedyne 19,50 euro wjechać z Passo Pordoi na Sass Pordoi (2950 m). Widoki bajeczne i w związku z tym, że to dzień roboczy bardzo mało ludzi.
Re: Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
Jesień tam też dotarła czy na tych wysokościach jest już raczej zima?
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Dolomity – 12-15.08.2017 r. część I i II
W Dolomitach piękna jesień (głównie w barwach żółci). Zima zaczyna się dopiero od wysokości około 2900 m. Na 2950 można było lepić bałwana, bo śnieg lepki i było go sporo.