Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 14 lat!
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Pasmo górskie: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Beskid Niski: Nieznajowa (15.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Pasmo górskie: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Beskid Niski: Nieznajowa (15.07.2020)
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Fotorelacja będzie długa, bo i sporo rzeczy wydarzyło się podczas 4 Zlotu.
Nieobecni niech żałują, że ostatecznie nie zdecydowali się na przyjazd.
Tradycyjnie zachowujemy chronologię wydarzeń...
Piątek 12.09.2014
Na ten dzień zaplanowane były dojazdy na miejsce.
Yoana jako pierwsza przybyła z Rzeszowa i czekała w Starym Domu Zdrojowym w Wysowej. Tam też wspólnie zjedliśmy kolację. Mnie nawet sprawnie poszło w pracy, więc dojechałem na miejsce ok. 19.00.
Nieco później przybyli Comen i Creamcheese. Najpóźniej stawiła się Remi. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami w piątkowy wieczór nie zaplanowaliśmy wspólnego spotkania. W pierwszą noc zbieraliśmy siły na dwa, jak się później okazało, pełne wrażeń dni... <skromny>
Nieobecni niech żałują, że ostatecznie nie zdecydowali się na przyjazd.
Tradycyjnie zachowujemy chronologię wydarzeń...
Piątek 12.09.2014
Na ten dzień zaplanowane były dojazdy na miejsce.
Yoana jako pierwsza przybyła z Rzeszowa i czekała w Starym Domu Zdrojowym w Wysowej. Tam też wspólnie zjedliśmy kolację. Mnie nawet sprawnie poszło w pracy, więc dojechałem na miejsce ok. 19.00.
Nieco później przybyli Comen i Creamcheese. Najpóźniej stawiła się Remi. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami w piątkowy wieczór nie zaplanowaliśmy wspólnego spotkania. W pierwszą noc zbieraliśmy siły na dwa, jak się później okazało, pełne wrażeń dni... <skromny>
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Na początek parę zdjęć z Wysowej, czyli naszej bazy. Uzdrowisko z ładnym parkiem zdrojowym, kilka knajpek, kościół, cerkiew.
W nowo wybudowanej stylowej pijalni przy dźwiękach relaksującej muzyki można sobie zamówić leczniczą wodę ze źródeł. Próbowałem Henryka - trochę słonawy, ale ponoć najsmaczniejszy. Obok stary dom zdrojowy z restauracją i kawiarnią. Powołując się na Yoanę polecam tamtejszą kawę W parku jest jeszcze amfiteatr i tablice szlaku przemysłu uzdrowiskowego na których opisano historię uzdrowiska a także legendę o powstaniu wysowskich źródeł. W górnej części powstał uzdrowiskowy park wodny Najbardziej rozpoznawalne sanatorium to piramidka Biaweny na samym "czubku" miejscowości. Rzuciła mi się w oczy już pierwszego dnia a w zasadzie nocy przyjazdu ze względu na widoczny z daleka czerwony neon. W dolnej części wsi jest drewniany kościółek rzymsko-katolicki A wyżej prawosławna cerkiew, umowne miejsce naszych wycieczkowych zbiórek
W nowo wybudowanej stylowej pijalni przy dźwiękach relaksującej muzyki można sobie zamówić leczniczą wodę ze źródeł. Próbowałem Henryka - trochę słonawy, ale ponoć najsmaczniejszy. Obok stary dom zdrojowy z restauracją i kawiarnią. Powołując się na Yoanę polecam tamtejszą kawę W parku jest jeszcze amfiteatr i tablice szlaku przemysłu uzdrowiskowego na których opisano historię uzdrowiska a także legendę o powstaniu wysowskich źródeł. W górnej części powstał uzdrowiskowy park wodny Najbardziej rozpoznawalne sanatorium to piramidka Biaweny na samym "czubku" miejscowości. Rzuciła mi się w oczy już pierwszego dnia a w zasadzie nocy przyjazdu ze względu na widoczny z daleka czerwony neon. W dolnej części wsi jest drewniany kościółek rzymsko-katolicki A wyżej prawosławna cerkiew, umowne miejsce naszych wycieczkowych zbiórek
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Nastała sobota, dnia 13 września 2014 roku...
Pora na zdobycie czegoś konkretnego. <tak>
Robimy zakupy. Niektórzy "zbroją się" nawet w Krówki.
Znaczy się będzie dzisiaj coś ciekawego w planie. <lol>
O godz. 9.00 spotykamy się przy cerkwi w składzie:
Yoana,
Comen,
creamcheese,
Remi,
admin.
Wspólnie ruszamy w stronę Cigelki.
Skręcamy z zielonego szlaku. Wspólnie z creamcheesem i Remi idziemy bowiem w kierunku Góry Jawor, tamtejszego prawosławnego sanktuarium.
Po krótkim odpoczynku creamcheese wyciąga karteczkę z notatkami i prowadzi nas w stronę krzyża Konfederatów Barskich. Na moment znika w chaszczach, by po chwili krzyknąć coś w rodzaju: "Znalazłem".
Idziemy w to miejsce, a on zapala już pod krzyżem obiecany wcześniej tadeksowi znicz.
Maszerujemy dalej.
Wchodzimy na słowacki, czerwony szlak graniczny. Patrzymy na słupki graniczne i podziwiamy panoramę na Cigelkę (miejscowość) oraz Beskid Niski po stronie słowackiej.
Docieramy na Przełęcz Cigelka.
Tutaj po chwili przerwy nasze szlaki idą w różnych kierunkach:
Grupa RC kieruje się czerwonym przygranicznym w stronę Lackowej,
Grupa YCM skręca na zielony szlak prowadzący na Busov (2:15h od tego miejsca).
Tutaj słowa uznania dla Yoany, która od początku była niechętna wędrówce przez Cigelkę i wiadome osiedle, ale po długotrwałych negocjacjach (tutaj mój sukces!) zdecydowała się ruszyć z Comenem i ze mną na Busov. <okok>
Piękne widoki, cisza, dzikie ptaki i jak ja to mówię: "Dziki Zachód" w pełni.
Dziki Zachód, jego elementy, spotykamy również w samej Cigelce, gdy docieramy do słynnego poniekąd osiedla Romów.
Pogoda psuje się, jest deszczowo. W Cigelce spokojnie, jak to powiedziałby Shrek "Coś za spokojnie".
Zbliżamy się do osiedla i od razu pojawia się grupa dzieci w nachalny sposób próbując nam dać do zrozumienia, że łatwo dziś nie będzie. :|
Pogoda w tym kontekście nam sprzyja, bo dzieciaków nie ma zbyt wiele (5-7 głów).
Próbuję z nimi pogadać, pytam o drogę na Busov. Dzieciaki - i tutaj moje niedopatrzenie - wyciągają mi z plecaka bez mojej zgody małą butelkę Coli. Doszło zatem do drobnej kradzieży, a ja dopiero później skojarzyłem, że to była moja butelka C. Nie zapomnę im tego. <nerwus>
Zagadują nas dalej i pokazują, aby iść prosto...
Comen zachowuje jednak zimną krew i patrząc na mapę sugeruje powrócić i skręcić wcześniej do lasu (szlak kiepsko oznakowany!). :|
Mali "szabrownicy" odpuszczają i znikają, a my na chwilę odnajdujemy zielony szlak prowadzący na Busov.
Po chwili ponownie go gubimy i w tym momencie zaczyna się "chaszczing" vol.1. <lol>
Po spotkaniu z młodymi Słowakami (też wędrowali tego dnia na Busov, ale chyba ominęli osiedle) w lesie wspólnie odnajdujemy ponownie szlak i ruszamy na górę.
Jest parno, masa błota, czasami pada deszcz. Kiepska pogoda.
Końcowe podejście tylko wygląda na ostre, w rzeczywistości takie nie jest.
Szlak na Busov:
No i jesteśmy. <hura>
Nasza grupa zdobywa Busov (1002 m. n.p.m.) - najwyższy szczyt Beskidu Niskiego po stronie słowackiej.
Wracamy przez nieoznakowaną drogę leśną uprawiając chaszczing vol. 2 do miejscowości Tvarożec.
"Idźmy wzdłuż potoku. Na pewno poprowadzi do miasteczka". ;p
Stamtąd w deszczu zielonym szlakiem pniemy się do góry, by dobić do czerwonego przygranicznego.
Drogą leśną, rowerową schodzimy do Blechnarki. Tutaj kilka razy przechodzimy przez potoki przepływające przez drogę. Późnym popołudniem zmęczeni, ale szczęśliwi docieramy do Wysowej. :>
Piękny jest ten Beskid Niski.
Nie tylko ten po stronie polskiej.
Pora na zdobycie czegoś konkretnego. <tak>
Robimy zakupy. Niektórzy "zbroją się" nawet w Krówki.
Znaczy się będzie dzisiaj coś ciekawego w planie. <lol>
O godz. 9.00 spotykamy się przy cerkwi w składzie:
Yoana,
Comen,
creamcheese,
Remi,
admin.
Wspólnie ruszamy w stronę Cigelki.
Skręcamy z zielonego szlaku. Wspólnie z creamcheesem i Remi idziemy bowiem w kierunku Góry Jawor, tamtejszego prawosławnego sanktuarium.
Po krótkim odpoczynku creamcheese wyciąga karteczkę z notatkami i prowadzi nas w stronę krzyża Konfederatów Barskich. Na moment znika w chaszczach, by po chwili krzyknąć coś w rodzaju: "Znalazłem".
Idziemy w to miejsce, a on zapala już pod krzyżem obiecany wcześniej tadeksowi znicz.
Maszerujemy dalej.
Wchodzimy na słowacki, czerwony szlak graniczny. Patrzymy na słupki graniczne i podziwiamy panoramę na Cigelkę (miejscowość) oraz Beskid Niski po stronie słowackiej.
Docieramy na Przełęcz Cigelka.
Tutaj po chwili przerwy nasze szlaki idą w różnych kierunkach:
Grupa RC kieruje się czerwonym przygranicznym w stronę Lackowej,
Grupa YCM skręca na zielony szlak prowadzący na Busov (2:15h od tego miejsca).
Tutaj słowa uznania dla Yoany, która od początku była niechętna wędrówce przez Cigelkę i wiadome osiedle, ale po długotrwałych negocjacjach (tutaj mój sukces!) zdecydowała się ruszyć z Comenem i ze mną na Busov. <okok>
Piękne widoki, cisza, dzikie ptaki i jak ja to mówię: "Dziki Zachód" w pełni.
Dziki Zachód, jego elementy, spotykamy również w samej Cigelce, gdy docieramy do słynnego poniekąd osiedla Romów.
Pogoda psuje się, jest deszczowo. W Cigelce spokojnie, jak to powiedziałby Shrek "Coś za spokojnie".
Zbliżamy się do osiedla i od razu pojawia się grupa dzieci w nachalny sposób próbując nam dać do zrozumienia, że łatwo dziś nie będzie. :|
Pogoda w tym kontekście nam sprzyja, bo dzieciaków nie ma zbyt wiele (5-7 głów).
Próbuję z nimi pogadać, pytam o drogę na Busov. Dzieciaki - i tutaj moje niedopatrzenie - wyciągają mi z plecaka bez mojej zgody małą butelkę Coli. Doszło zatem do drobnej kradzieży, a ja dopiero później skojarzyłem, że to była moja butelka C. Nie zapomnę im tego. <nerwus>
Zagadują nas dalej i pokazują, aby iść prosto...
Comen zachowuje jednak zimną krew i patrząc na mapę sugeruje powrócić i skręcić wcześniej do lasu (szlak kiepsko oznakowany!). :|
Mali "szabrownicy" odpuszczają i znikają, a my na chwilę odnajdujemy zielony szlak prowadzący na Busov.
Po chwili ponownie go gubimy i w tym momencie zaczyna się "chaszczing" vol.1. <lol>
Po spotkaniu z młodymi Słowakami (też wędrowali tego dnia na Busov, ale chyba ominęli osiedle) w lesie wspólnie odnajdujemy ponownie szlak i ruszamy na górę.
Jest parno, masa błota, czasami pada deszcz. Kiepska pogoda.
Końcowe podejście tylko wygląda na ostre, w rzeczywistości takie nie jest.
Szlak na Busov:
No i jesteśmy. <hura>
Nasza grupa zdobywa Busov (1002 m. n.p.m.) - najwyższy szczyt Beskidu Niskiego po stronie słowackiej.
Wracamy przez nieoznakowaną drogę leśną uprawiając chaszczing vol. 2 do miejscowości Tvarożec.
"Idźmy wzdłuż potoku. Na pewno poprowadzi do miasteczka". ;p
Stamtąd w deszczu zielonym szlakiem pniemy się do góry, by dobić do czerwonego przygranicznego.
Drogą leśną, rowerową schodzimy do Blechnarki. Tutaj kilka razy przechodzimy przez potoki przepływające przez drogę. Późnym popołudniem zmęczeni, ale szczęśliwi docieramy do Wysowej. :>
Piękny jest ten Beskid Niski.
Nie tylko ten po stronie polskiej.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Zazdroszczę tego Buszowa , ciągle nie mogę tam dotrzeć mimo planów.
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
RC - czekamy na Wasze "sobotnie" opowieści... <tak> :>
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
W uzupełnieniu szkic poglądowy naszej trasy po "Dzikim Zachodzie"
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Witajcie- PROWOKATORZY!
Przestrzegałem wcześniej:
"Gdy zaczęli z kilku stron ciągnąć za kieszenie plecaka, Danusia bardzo, bardzo głośno i stanowczo, że chyba słychać było w drugim końcu osady, albo i dalej, krzyknęła: CISZA!!! Stadko zamarło, stop-klatka! Tego nie mieliśmy w scenariuszu, a więc potwierdziło się, ze w BN można podczas wędrówek improwizować."
Bądź czujny.
A jesienią- wyjątkowo.maior domus pisze:Piękny jest ten Beskid Niski.
Nie tylko ten po stronie polskiej
Zapomnij im. Tak są wychowani. To starszyzna takich zachowań od nich wymaga.Gdy będą postępowali inaczej, to będą karceni, izolowani.maior domus pisze:Próbuję z nimi pogadać, pytam o drogę na Busov. Dzieciaki - i tutaj moje niedopatrzenie - wyciągają mi z plecaka bez mojej zgody małą butelkę Coli. Doszło zatem do drobnej kradzieży, a ja dopiero później skojarzyłem, że to była moja butelka C. Nie zapomnę im tego
Przestrzegałem wcześniej:
"Gdy zaczęli z kilku stron ciągnąć za kieszenie plecaka, Danusia bardzo, bardzo głośno i stanowczo, że chyba słychać było w drugim końcu osady, albo i dalej, krzyknęła: CISZA!!! Stadko zamarło, stop-klatka! Tego nie mieliśmy w scenariuszu, a więc potwierdziło się, ze w BN można podczas wędrówek improwizować."
Bądź czujny.
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
RC – Crack Resistance [niektórzy mówią Resistance to Cracking] (Odporni na Pękanie) ze swoją opowieścią troszkę się spóźnią, bo do roboty trza iśćyaretzky pisze:RC - czekamy na Wasze "sobotnie" opowieści... <tak> :>
Może dziś po południu <mysli>
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Do roboty...? A ja myślałem, że Wy to tylko na urlopie i na urlopie i na urlopie... <mysli> <lol>creamcheese pisze:RC – Crack Resistance [niektórzy mówią Resistance to Cracking] (Odporni na Pękanie) ze swoją opowieścią troszkę się spóźnią, bo do roboty trza iść
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Nie będzie dziś relacji RC(pisanej przeze mnie, ale może R )...bo została na kompie w robocie ;p ...jutro dokończę i zamieszczę. Chyba, że Remi awansem wklei zdjęcia do których postaram się jutro podrasować swoją relację... <lol>
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Do kapliczki było tak jak napisał major domus.
Stamtąd ze ściągawką w dłoni poszliśmy szukać miejsca upamiętniającego konfederatów barskich, opisanego przez tadeksa. Wprawdzie byłem tu kilka lat temu, ale wtedy wiedziony byłem przez tuziemca, więc nie zwracałem uwagi na samotne brzozy, czy charakterystyczne drzewa. A prócz tego to okolica zarosła troszkę. To zmienia krajobraz...(kilkadziesiąt minut później szliśmy granicznym w stronę Ostrego Wierchu...była tu kiedyś przecinka leśna z widokiem na Przełęcz Hutniańską, bardzo fajny skrót z/na niebieski szlak Wysowa – Ropki...teraz przecinki brak, widoku brak...można pochaszczować troszkę i przy odrobinie szczęścia znaleźć drogę)...ale do rzeczy.
Odnaleźliśmy krzyż, zapaliliśmy znicz...Konfederacja Barska nie jest tak nagłośniona (tak ja to odbieram)...jak powstania. Powstanie to brzmi dumnie...Warszawskie, Kościuszkowskie, Styczniowe...a Konfederacja...kto to wie która była ta dobra a która zła? Takie moje małe refleksje przy skromnym krzyżu (dobrze, że był w ogóle). A pewnie wiele takich miejsc, gdzie resztki kości dwudziestoletnich dzieciaków, którzy zginęli „za ojczyznę”, jest zapomnianych...nie tylko w Beskidzie Niskim.
Trochę kropi…idziemy w stronę Ostrego Wierchu, tam spotykamy pierwszego turystę. Skręcamy na południe i zbiegamy na przełęcz Pułaskiego. W trakcie zbiegania tracę jednego kija (wygina się i w konsekwencji trzaska wiec jest nie do użycia). Na przełęczy spokój, cisza, dobre miejsce na śniadanie. Tym bardziej, że przestaje kropić deszcz.
Zapomniałem o grzybach Na trasie spotykamy kilka dorodnych kań, kilka sporych kurek i masę kominków. Żal było zostawiać, ale to dopiero początek trasy i pewnie nie dotrwałyby do Wysowej.
Po śniadanku wspinamy się pod Lackową i teraz to już zaczyna się robić gęsto od przechodniów, dlatego na szczycie nie zabawiamy zbyt długo, tylko schodzimy granicą w stronę Izbów, najbardziej wyrypiastym (jak mówią niektórzy) podejściem w Beskidach. Zejście też nie jest łatwe.
Na wypłaszczeniu nie szukamy znaków zielonych, których resztki widać na drzewach ani czerwonych słowackich, bo prowadzą błotnistą ścieżką/dróżką rozjeżdżoną przez zwózkę drewna. Na azymut, czyli na czuja idziemy lasem w stronę leśnej drogi Izby – przełęcz Beskid. Znaleźliśmy ją bez trudu…ktoś napisałby – udało się – a my po prostu czuliśmy ją i marsz był na pewniaka. Profesjonaliści? Nie ja to powiedziałem… <skromny>
Teraz zaczynają się widoki…idąc w stronę stadniny koni po lewej mamy widok na łąki i wzgórza oddzielające nas od Mochnaczki, po prawej widok na Lackową…sielsko, bajkowo, cicho. Spytałem Remi, której to był debiut w Beskidzie Niskim, jak odbiera te góry. Powiedziała w trzech słowach: Tak tu spokojnie…
Z Izbów szutrówką, przez kilka brodów docieramy do Bielicznej. Krótka sesja zdjęciowa, bo znów zaczyna padać i łąką za cerkiewką, pod górę, znów na czuja idziemy w stronę lasu, by znaleźć dróżkę na przełęcz Prehyba i dalej szlak do Ropek. Po kilkunastu minutach łąki wchodzimy w las prosto na poszukiwaną ścieżkę…ktoś napisałby – udało się – a my po prostu czuliśmy ją i marsz był na pewniaka. Profesjonaliści? Nie ja to powiedziałem… <skromny> (uwaga do cenzury…to powtórzenie jest celowe; nie kasować ).
Później to już był marsz w zasadzie w dół, wśród pól, kapliczek, trochę w mżawce, bez ludzi w spokoju. A w tym czasie na drodze z Palenicy do Moka, albo na Przełęczy Orłowicza lub w Domu Śląskim…Sodoma i Gomora. Zapomniałbym o jednym przechodniu…szedł w naszą stronę, w wieku nieokreślonym i w krótkich spodniach…miał na sobie tylko krótkie spodnie, w rękach reklamówki z grzybami, a przy nodze Kajtka. Coś nam poopowiadał, ale że i mówił gwarą, i trochę niewyraźnie, a i może był w stanie wskazującym…to i nie bardzo go rozumieliśmy. Rozeszliśmy się w spokoju…odwróciłem się po chwili…w oddali błyszczały od deszczu jego nagie plecy…
A my po 8 godzinach i 40 minutach, oraz 31 km marszu dotarliśmy do Wysowej.
(poproszę Remi o fotki z naszej wędrówki)
Stamtąd ze ściągawką w dłoni poszliśmy szukać miejsca upamiętniającego konfederatów barskich, opisanego przez tadeksa. Wprawdzie byłem tu kilka lat temu, ale wtedy wiedziony byłem przez tuziemca, więc nie zwracałem uwagi na samotne brzozy, czy charakterystyczne drzewa. A prócz tego to okolica zarosła troszkę. To zmienia krajobraz...(kilkadziesiąt minut później szliśmy granicznym w stronę Ostrego Wierchu...była tu kiedyś przecinka leśna z widokiem na Przełęcz Hutniańską, bardzo fajny skrót z/na niebieski szlak Wysowa – Ropki...teraz przecinki brak, widoku brak...można pochaszczować troszkę i przy odrobinie szczęścia znaleźć drogę)...ale do rzeczy.
Odnaleźliśmy krzyż, zapaliliśmy znicz...Konfederacja Barska nie jest tak nagłośniona (tak ja to odbieram)...jak powstania. Powstanie to brzmi dumnie...Warszawskie, Kościuszkowskie, Styczniowe...a Konfederacja...kto to wie która była ta dobra a która zła? Takie moje małe refleksje przy skromnym krzyżu (dobrze, że był w ogóle). A pewnie wiele takich miejsc, gdzie resztki kości dwudziestoletnich dzieciaków, którzy zginęli „za ojczyznę”, jest zapomnianych...nie tylko w Beskidzie Niskim.
Trochę kropi…idziemy w stronę Ostrego Wierchu, tam spotykamy pierwszego turystę. Skręcamy na południe i zbiegamy na przełęcz Pułaskiego. W trakcie zbiegania tracę jednego kija (wygina się i w konsekwencji trzaska wiec jest nie do użycia). Na przełęczy spokój, cisza, dobre miejsce na śniadanie. Tym bardziej, że przestaje kropić deszcz.
Zapomniałem o grzybach Na trasie spotykamy kilka dorodnych kań, kilka sporych kurek i masę kominków. Żal było zostawiać, ale to dopiero początek trasy i pewnie nie dotrwałyby do Wysowej.
Po śniadanku wspinamy się pod Lackową i teraz to już zaczyna się robić gęsto od przechodniów, dlatego na szczycie nie zabawiamy zbyt długo, tylko schodzimy granicą w stronę Izbów, najbardziej wyrypiastym (jak mówią niektórzy) podejściem w Beskidach. Zejście też nie jest łatwe.
Na wypłaszczeniu nie szukamy znaków zielonych, których resztki widać na drzewach ani czerwonych słowackich, bo prowadzą błotnistą ścieżką/dróżką rozjeżdżoną przez zwózkę drewna. Na azymut, czyli na czuja idziemy lasem w stronę leśnej drogi Izby – przełęcz Beskid. Znaleźliśmy ją bez trudu…ktoś napisałby – udało się – a my po prostu czuliśmy ją i marsz był na pewniaka. Profesjonaliści? Nie ja to powiedziałem… <skromny>
Teraz zaczynają się widoki…idąc w stronę stadniny koni po lewej mamy widok na łąki i wzgórza oddzielające nas od Mochnaczki, po prawej widok na Lackową…sielsko, bajkowo, cicho. Spytałem Remi, której to był debiut w Beskidzie Niskim, jak odbiera te góry. Powiedziała w trzech słowach: Tak tu spokojnie…
Z Izbów szutrówką, przez kilka brodów docieramy do Bielicznej. Krótka sesja zdjęciowa, bo znów zaczyna padać i łąką za cerkiewką, pod górę, znów na czuja idziemy w stronę lasu, by znaleźć dróżkę na przełęcz Prehyba i dalej szlak do Ropek. Po kilkunastu minutach łąki wchodzimy w las prosto na poszukiwaną ścieżkę…ktoś napisałby – udało się – a my po prostu czuliśmy ją i marsz był na pewniaka. Profesjonaliści? Nie ja to powiedziałem… <skromny> (uwaga do cenzury…to powtórzenie jest celowe; nie kasować ).
Później to już był marsz w zasadzie w dół, wśród pól, kapliczek, trochę w mżawce, bez ludzi w spokoju. A w tym czasie na drodze z Palenicy do Moka, albo na Przełęczy Orłowicza lub w Domu Śląskim…Sodoma i Gomora. Zapomniałbym o jednym przechodniu…szedł w naszą stronę, w wieku nieokreślonym i w krótkich spodniach…miał na sobie tylko krótkie spodnie, w rękach reklamówki z grzybami, a przy nodze Kajtka. Coś nam poopowiadał, ale że i mówił gwarą, i trochę niewyraźnie, a i może był w stanie wskazującym…to i nie bardzo go rozumieliśmy. Rozeszliśmy się w spokoju…odwróciłem się po chwili…w oddali błyszczały od deszczu jego nagie plecy…
A my po 8 godzinach i 40 minutach, oraz 31 km marszu dotarliśmy do Wysowej.
(poproszę Remi o fotki z naszej wędrówki)
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
A w wątku "Lackowa-szlaki" podpowiadałem żeby schodząc z Lackowej do Izb skręcić przy słupku 249/11. Przeszlibyście koło drugiego miejsca upamiętniającego Konfederatów. I skrócilibyście sobie drogę. Przypuszczam, że nie skręciłeś, bo za odwiedzenie tego miejsca nie obiecałem piwa.creamcheese pisze: Na azymut, czyli na czuja idziemy lasem w stronę leśnej drogi Izby – przełęcz Beskid. Znaleźliśmy ją bez trudu…ktoś napisałby – udało się – a my po prostu czuliśmy ją i marsz był na pewniaka.
A o postawieniu piwa myślę całkiem poważnie. I to w październiku i w tym samym rejonie. Sprowokowaliście mnie swoimi relacjami.O szczegółach napiszę za tydzień. Niebawem czekają mnie poważne egzaminy zawodowe. Ograniczam więc pobyt na forum do czytania i krótkich wypowiedzi.
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Słusznie przypuszczasz, a poważnie, to padało trochę i, co ważniejsze, to stadnina w Izbach rozrasta się coraz bardziej. W planach miałem przejście przez Basztę i Szaniec Konfederatów, ale z obawy przed ogrodzeniami stadniny wolałem poszukać pewniejszej drogi.tadeks pisze: A w wątku "Lackowa-szlaki" podpowiadałem żeby schodząc z Lackowej do Izb skręcić przy słupku 249/11. Przeszlibyście koło drugiego miejsca upamiętniającego Konfederatów. I skrócilibyście sobie drogę. Przypuszczam, że nie skręciłeś, bo za odwiedzenie tego miejsca nie obiecałem piwa.
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Jak zwykle niesztampowo, barwnie i ciekawie... <tak>
To mnie zawsze rozwala... Szacunek... <tak> <okok> <brawo>creamcheese pisze:A my po 8 godzinach i 40 minutach, oraz 31 km marszu dotarliśmy do Wysowej.
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Wiesz jak jest...umówieni byliśmy z Ekipą i nie wypadało nie przyjść...dlatego skończyliśmy wcześniejyaretzky pisze:creamcheese pisze:A my po 8 godzinach i 40 minutach, oraz 31 km marszu dotarliśmy do Wysowej.
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Przykro. Szkoda sprzętu.creamcheese pisze:W trakcie zbiegania tracę jednego kija (wygina się i w konsekwencji trzaska wiec jest nie do użycia).
Jakiś nowy zakup na horyzoncie?
Remi,
czekamy na fotki z trasy i po trasie, bo chcemy powoli przejść do niedzieli.
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Zdjęcia będą jutro. Musicie być cierpliwi i wyrozumiali... ;( ja teraz po 12 godzin pracuje. ; (
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Nowych kijów nie kupuję, bo już mi się stare w chacie nie mieszcząmaior domus pisze: Przykro. Szkoda sprzętu.
Jakiś nowy zakup na horyzoncie?
Mam kilka zdekompletowanych, więc jakoś dosztukuję z nich brakujący element.
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Drogowskaz do Kaplicy
creamcheese zapala znicz przy krzyżu
Ekipa wędruje
Ekipa odpoczywa... ostatnie chwile przed rozdzieleniem się.
Grzyby były, oj były...
Chwile na śniadanie w okolicznościach przyrody
Zdobyta...
Droga na czuja..
Bieliczna
Kraj sielski..
creamcheese zapala znicz przy krzyżu
Ekipa wędruje
Ekipa odpoczywa... ostatnie chwile przed rozdzieleniem się.
Grzyby były, oj były...
Chwile na śniadanie w okolicznościach przyrody
Zdobyta...
Droga na czuja..
Bieliczna
Kraj sielski..
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Remi wkleiła fotki...ale wklei jeszcze bo wiem, że ma z tego dnia kilka zdjęc do działu z kapliczkami górskimi
Przechodź do niedzieli rzeczywiście powoli...bo jeszcze kilka słów o wieczornym spotkaniu napiszże adminiemaior domus pisze: Remi,
czekamy na fotki z trasy i po trasie, bo chcemy powoli przejść do niedzieli.
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
A może Comen?creamcheese pisze:Przechodź do niedzieli rzeczywiście powoli...bo jeszcze kilka słów o wieczornym spotkaniu napiszże adminie
Ma w aparacie grupową fotkę z karczmy. <tak>
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
Karczma powiadacie... Dziurnówka.
I ja tam byłem... miód i wino piłem.
No może nie całkiem, tylko piwo i nalewkę Creamcheesa. A poza tym niektórzy z nas zjedli obiad. Placki ziemniaczane po królewsku z sosem z leśnych grzybów mogę polecić smakoszom. Zresztą żurek w chlebku też całkiem, całkiem...
Wysowa to oczywiście nie Kraków w którym transmisje z meczów siatkówki są w co 3 knajpie, dlatego wybraliśmy opcję optymalną czyli nową drewnianą karczmę, bo tam udało się posiedzieć do 22.00 a więc obejrzeć 3 sety zmagań z Iranem na dużym ekranie. Niewiele brakło byłby to cały mecz, ale jednak się przedłużył. W drugiej sali była miejscowa impreza potańcówka z góralską nutą. No a poza tym jeszcze opowiadaliśmy o wrażeniach pierwszego dnia i o forumowych planach bliższych i dalszych. No i chyba tyle. Poza fotkami
I ja tam byłem... miód i wino piłem.
No może nie całkiem, tylko piwo i nalewkę Creamcheesa. A poza tym niektórzy z nas zjedli obiad. Placki ziemniaczane po królewsku z sosem z leśnych grzybów mogę polecić smakoszom. Zresztą żurek w chlebku też całkiem, całkiem...
Wysowa to oczywiście nie Kraków w którym transmisje z meczów siatkówki są w co 3 knajpie, dlatego wybraliśmy opcję optymalną czyli nową drewnianą karczmę, bo tam udało się posiedzieć do 22.00 a więc obejrzeć 3 sety zmagań z Iranem na dużym ekranie. Niewiele brakło byłby to cały mecz, ale jednak się przedłużył. W drugiej sali była miejscowa impreza potańcówka z góralską nutą. No a poza tym jeszcze opowiadaliśmy o wrażeniach pierwszego dnia i o forumowych planach bliższych i dalszych. No i chyba tyle. Poza fotkami
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
No, nie powiem tego głośno, ale.... trochę Wam zazdrościmy... <wnerw> No i ta nalewka Creamchees'a... <mniam>
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
(Nie wiem czy ten post nie powinien być umieszczony w dziale o dziwnych zachowaniach Polaków)
Comen, z natury łagodny, nie napisał wszystkiego na temat knajpki, w której siedzieliśmy wieczorem...a było to tak:
W knajpie był duży ekran i polsat-sport, więc pasowało nam to niemożebnie, bo gramy w sito z Iranem. Początek był jako taki i już wydawało się, że mecz skończymy zwycięstwem 3:0 a tu niespodziewanka...2:1 i...godzina 22.oo. Pani z za baru z rozbrajającą szczerością mówi nam, że mamy sobie już pójść, bo ona zamyka. A jeszcze wcześniej zabrakło któregoś z piw (Książęcego pszenicznego bodajże)
Następnego dnia, że wybiegnę w przyszłość, poszliśmy z Remi do tejże knajpki, żeby obejrzeć choć troszkę meczu z Francją...a pani, ta sama, zamyka już o 20.oo
To teraz moje wspominki z przeszłości. Lat temu kilka pojechałem do Hiszpanii...nadmorskie miasteczko pomiędzy Barceloną a Tarragoną. Dojechaliśmy na miejsce późnym wieczorem, skonsumowaliśmy na powitanie Costa Brava malutką, jedyną buteleczkę i jak to chłopy, idziemy „na miasto” wypić jeszcze kropelkę. Jest godzina 2 w nocy, knajpki pozamykane, ale trafiła się jedna, w której już sprzątali, ale żaluzje nie były do końca zamknięte. Weszliśmy i zamówili po jednym piwie...za ok. obecne 2 euro (+ napiwek dla chłopaka-kelnera). Pijemy piwo, gadamy, czas płynie, chłopak z dziewczyną szorują szynkwas i kieliszki, szef knajpki, a może właściciel, w fartuchu usiadł na krzesełku w drzwiach i drzemie. Sączymy to piwo już pół godziny albo dłużej...wołamy kelnera. Tym razem przychodzi dziewczyna, zamawiamy jeszcze po jednym piwie (2 euro + napiwek)...i tak przesiedzieliśmy około półtorej godziny. Nikt się nie denerwował, nie dawał nam do zrozumienia, że moglibyśmy sobie już pójść...za jedyne 4 euro przychodu.
Scenka druga. Rano chodzimy sobie gdzieś na kawę z popychaczem (Veterano)...różne knajpki już znamy, ale codziennie szukamy nowej. Któregoś poranka znajdujemy jakiś bar. Zamawiamy po kawie i „weteranku”. Kelner przynosi kjawę, ale nie brandy O co chodzi widzimy przez witrynę, że kelner w fartuchu wychodzi z knajpy...ale z chwilę przychodzi z...butelką Veterano w garści. Po prostu zabrakło w barze więc poszedł do sklepu i kupił.
Chyba nie muszę dodawać, że do tych dwóch lokali przychodziliśmy już codziennie, choćby po to żeby przywitać się z kelnerem lub wypić mineralną. I zawsze witani byliśmy z uśmiechem.
Knajpka to nie tylko żarcie.
Czemu jesteśmy tak daleko od Europy?
Comen, z natury łagodny, nie napisał wszystkiego na temat knajpki, w której siedzieliśmy wieczorem...a było to tak:
W knajpie był duży ekran i polsat-sport, więc pasowało nam to niemożebnie, bo gramy w sito z Iranem. Początek był jako taki i już wydawało się, że mecz skończymy zwycięstwem 3:0 a tu niespodziewanka...2:1 i...godzina 22.oo. Pani z za baru z rozbrajającą szczerością mówi nam, że mamy sobie już pójść, bo ona zamyka. A jeszcze wcześniej zabrakło któregoś z piw (Książęcego pszenicznego bodajże)
Następnego dnia, że wybiegnę w przyszłość, poszliśmy z Remi do tejże knajpki, żeby obejrzeć choć troszkę meczu z Francją...a pani, ta sama, zamyka już o 20.oo
To teraz moje wspominki z przeszłości. Lat temu kilka pojechałem do Hiszpanii...nadmorskie miasteczko pomiędzy Barceloną a Tarragoną. Dojechaliśmy na miejsce późnym wieczorem, skonsumowaliśmy na powitanie Costa Brava malutką, jedyną buteleczkę i jak to chłopy, idziemy „na miasto” wypić jeszcze kropelkę. Jest godzina 2 w nocy, knajpki pozamykane, ale trafiła się jedna, w której już sprzątali, ale żaluzje nie były do końca zamknięte. Weszliśmy i zamówili po jednym piwie...za ok. obecne 2 euro (+ napiwek dla chłopaka-kelnera). Pijemy piwo, gadamy, czas płynie, chłopak z dziewczyną szorują szynkwas i kieliszki, szef knajpki, a może właściciel, w fartuchu usiadł na krzesełku w drzwiach i drzemie. Sączymy to piwo już pół godziny albo dłużej...wołamy kelnera. Tym razem przychodzi dziewczyna, zamawiamy jeszcze po jednym piwie (2 euro + napiwek)...i tak przesiedzieliśmy około półtorej godziny. Nikt się nie denerwował, nie dawał nam do zrozumienia, że moglibyśmy sobie już pójść...za jedyne 4 euro przychodu.
Scenka druga. Rano chodzimy sobie gdzieś na kawę z popychaczem (Veterano)...różne knajpki już znamy, ale codziennie szukamy nowej. Któregoś poranka znajdujemy jakiś bar. Zamawiamy po kawie i „weteranku”. Kelner przynosi kjawę, ale nie brandy O co chodzi widzimy przez witrynę, że kelner w fartuchu wychodzi z knajpy...ale z chwilę przychodzi z...butelką Veterano w garści. Po prostu zabrakło w barze więc poszedł do sklepu i kupił.
Chyba nie muszę dodawać, że do tych dwóch lokali przychodziliśmy już codziennie, choćby po to żeby przywitać się z kelnerem lub wypić mineralną. I zawsze witani byliśmy z uśmiechem.
Knajpka to nie tylko żarcie.
Czemu jesteśmy tak daleko od Europy?
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: IV Zlot - chaszczing, gubienie szlaku, Romowie i takie tam...
W Domu Zdrojowym na konsumpcji byłem raz, podobnie w Dziurnówce. To za mało, aby wydać opinię. Chociaż niektórzy tak czynią- zgodnie z zasadą, że pierwsze wrażenie najważniejsze. Jest w tym dużo słuszności. Ja wstrzymam się.
Jednak polecić w Wysowej chcę Arkadię. Bywałem tam kilkakrotnie w ub. roku, nie tylko dlatego, że przez 8 dni miałem bazę w niedalekim pensjonacie Emilia.
Jednak polecić w Wysowej chcę Arkadię. Bywałem tam kilkakrotnie w ub. roku, nie tylko dlatego, że przez 8 dni miałem bazę w niedalekim pensjonacie Emilia.
Może podasz z którego miejsca?maior domus pisze:Drogą leśną, rowerową schodzimy do Blechnarki.