Wieczorem przyjeżdżamy do Borowca, który będzie naszą bazą wypadową w góry Riła. Borowiec to duży ośrodek narciarski, w sezonie letnim wymarły.
To był mój drugi pobyt w Bułgarii. W 2011 r. byłam tam z PTTK Rzeszów i zrealizowaliśmy wtedy bardzo bogaty plan: Sofia, w Pirynie - Wichren i grań Konczeto, w górach Riła - Musała, Dolina 7 Jezior Rilskich wraz z kilkoma otaczającymi ją szczytami, Rilski Monastyr. Z braku pogody nie wyszła nam Malowica.
Plan tegorocznej wyprawy w dużej części pokrywał się z tym z poprzedniego wyjazdu, ale nie przeszkadzało mi to.
Przed godz.9 podjeżdżamy pod kolejkę gondolową, która ma nas wywieźć na Jastrzębiec, na wys.2360 m npm. Naszym celem jest najwyższy szczyt Bułgarii i całych Bałkanów – Musała, 2925 m npm.
Tak więc podjeżdżamy pod gondolę i tu zonk… kolejka! I to spora… Poczuliśmy się, jak w Kuźnicach. Źle trafiliśmy, bo w weekend, trudno… Odstaliśmy tam godzinę.
Szlak na Musałę jest bardzo ładny, wokół spore granie, kilka jezior. Tylko te tłumy turystów i dwa dość paskudne schroniska (a trzecie na szczycie) nie pasujące do całości.
Pod samym szczytem są dwie możliwości wejścia – zatłoczoną ścieżką, która jest wprawdzie długa, ale łagodnie nabiera się wysokości albo granią, czyli lekka wspinaczka. Nie było się nad czym zastanawiać.
Ok. 12.45 stajemy na szczycie (tzn. Ci, którzy wybrali ścieżkę przyszli trochę później). Jest tyle ludzi, że trudno dopchać się do słupka szczytowego, żeby zrobić jakieś sensowne zdjęcie.
Spędzamy tam pół godziny, schodzimy na Jastrzębiec i zjeżdżamy kolejeczką do Borowca. Rano ustaliliśmy, że do hotelu wracamy pieszo, bo to stosunkowo blisko. Większość zostaje w centrum na dłużej, celem uzupełnienia różnych płynów lub zrobienia zakupów, mnie gna do hotelu świadomość, że jest tam basen i że mogę mieć go tylko dla siebie.
Nasz plan na niedzielę: Malowica - 2729 m npm i Rilski Monastyr.
Wędrówkę rozpoczynamy ok. 9.30 w pobliżu kompleksu sportowego Malowica (1720 m npm), idziemy niebieskim szlakiem doliną o tej samej nazwie. Bardzo podoba mi się ta droga, jest tu wszystko, co lubię – fajna roślinność, dużo potoków, piękne widoki na górujące nad doliną szczyty, schronisko, śliczne Elenini Ezera. Acha – i jeszcze zwierzątka, wprawdzie niezbyt dzikie, ale jednak... :-)
Szlak do schroniska, które jest położone na wysokości 1960 m npm jest w miarę łagodny, dopiero za nim zaczyna się bardziej stroma droga (czerwone znaczki). Niedaleko schroniska jest symboliczny cmentarz ofiar gór.
Powyżej jezior jest już skalisto. O 12.30 jesteśmy na Malowicy.
Widoki są zachwycające i moglibyśmy tam siedzieć bez końca, ale czas nas goni, zaczynamy więc schodzić niebieskim szlakiem do Rilskiego Monastyru, 1629 metrów w dół. Bardzo stromo, niewygodną ścieżką, po trawach, przez chaszcze... Niestety odezwały się moje stare kontuzje, dlatego uznaję to zejście za jedno z paskudniejszych w moim życiu. Do monastyru zeszłam jako jedna z ostatnich, ostatkiem sił, niemal ze łzami w oczach... Te łzy to bardziej z wściekłości niż bezsilności. Właściwie nawet z moich ust padło, że jak dorwę tego, kto wymyślił tę trasę to mu nogi z … itd. Ale to był nie tylko mój osąd.
Rilski Monastyr jest piękny, nic dziwnego, że został wpisany na listę UNESCO, ale ze względu na wzgląd nie miałam sił chodzić po nim dłużej. Zresztą, jak już pisałam, byłam tam 8 lat wcześniej.
Późnym popołudniem przyjeżdżamy do Banska, w którym spędzimy kolejne dni.
Po trudach dnia poprzedniego, poniedziałek miał być lajtowy, dlatego też pojechaliśmy ponad 100 km na południe od Banska - do Melnika (lub Mełnika) – najmniejszego miasta Bułgarii, słynącego z piaskowcowych piramid, winnic i największego w Pirynie prawosławnego monastyru. W 1984 r. Melnik i Monastyr Rożeński zostały wpisane na wstępną listę UNESCO.
Rożeński Monastyr z 890 r.
Piramidy Melnickie
Melnik
We wtorek wybraliśmy się na najwyższy szczyt Pirynu – Wichren.
To znaczy - NAPRAWDĘ miałam ochotę tam jechać, spakowałam plecak, ubrałam stosowne ciuchy i wsiadłam do autobusu, który wywiózł nas na przełęcz. Ale tam była taka brzydka pogoda, że jak tylko usłyszałam od kierowcy, że wraca do hotelu, zrobiłam w tył zwrot i wróciłam do Banska.
I to było dobre posunięcie, bo na dole świeciło słońce. Mimochodem nadmienię, że tutaj też mieliśmy wypasiony hotel i był w nim basen...
widok, który mnie zniechęcił
widok, jaki miałam w 2011 r.
obrazki z Banska
Po południu cała grupa wróciła z gór przywożąc ze sobą deszcz... Widoków nie mieli żadnych!
W środę po śniadaniu wyjeżdżamy do Grecji.
https://photos.app.goo.gl/21y8FL2FAShXnc3B9